Przepisy wprowadzone na początku stycznia, miały być dla sklepikarzy i sieci handlowych wybawieniem. Rząd zgodził się bowiem, by paragony na kwoty do 450 zł mogły być równocześnie fakturami. To, w założeniu, ma pozwolić na oszczędzanie czasu poświęcanego na wystawianie drugiego dokumentu.
Najpierw okazało się, że przepisy są niejasne w kwestii tego co robić, gdy odbiorca paragonu-faktury zażąda jego korekty. Pojawiły się interpretacje, wedle których sklep musiałby nawet płacić podwójny podatek VAT. Dziś okazuje się, że paragony zastępujące fakturę mogą być jeszcze większą pułapką.
Do tej pory prowadzący sklepy sądzili, że paragon staje się fakturą, jeśli tylko na wydruku z kasy fiskalnej znajdzie się numer NIP. Fiskus stwierdził jednak, że firmom, które numer NIP umieszczają na wydruku zbyt nisko, grożą kary. Skarbówka jest nieugięta - dane muszą znaleźć się tzw. fiskalnej części paragonu, czyli na środku - donosi "Rzeczpospolita".
Taką interpretację przepisów otrzymała spółka, która próbowała wyjaśnić urzędnikom, iż w urządzeniach, które posiada, nie ma technicznej możliwości podania NIP-u jak tylko w stopce dokumentu. Firma podkreśla, że urządzenie ma homologację wymaganą prawem.
Według części ekspertów, na których powołuje się dziennik, takie podejście służb skarbowych do kwestii paragonów sprawi, że niektóre sklepy przestaną iść kupującym na rękę. - Przedsiębiorcy wolą od razu wystawiać nabywcom faktury VAT, by nie narażać się na ewentualne sankcje - tłumaczy w rozmowie z gazetą ekonomista Paweł Lewandowski.
Czytaj też: Blokowanie kont legalne. Fiskus ma w garści wyrok NSA. "Spełnia się najczarniejszy scenariusz"
Wcześniej resort finansów podjął inną ważną decyzję dotyczącą paragonów. Zabronił rozliczania np. kosztów paliwa na podstawie tych, które numeru NIP nie zawierały. Zdarzały się bowiem nadużycia - nieuczciwi sprzedawcy i właściciele stacji paliw dogadywali się z zaprzyjaźnionymi firmami i wystawiali im kosztowe faktury na potęgę.