Wybory 2020. Nieoficjalnie: Druk kart kosztował min. 5 mln zł, 10 mln wyłożyła Poczta. "Na makulaturę"

Co najmniej 5 milionów na druk kart wyborczych i dodatkowych 10 milionów złotych wyłożonych przez Pocztę Polską na organizację - jak ustaliło RMF FM, przynajmniej tyle wydano na wybory, które się nie odbyły. Szacowany koszt całej procedury był jeszcze wyższy - jak przekazał urzędnik ministerstwa aktywów, wyceniono go na ponad 600 milionów złotych.

Przygotowanie wyborów korespondencyjnych, które się nie odbyły, kosztowało PWPW przynajmniej 5 milionów złotych - wynika z ustaleń reportera RMF FM. To nie koniec kosztów, bo kolejne 10 milionów złotych wyłożyła Poczta Polska - wliczają się w nie m.in. koszty zamówienia kopert, transportu i magazynowania. 

Zobacz wideo Jakie będzie zdanie SN ws. wyborów? Komentuje Marcin Ociepa

Wybory prezydenckie 2020. Ile kosztowało wydrukowanie kart do głosowania? "Przemieli się na makulaturę"

To jedynie kwoty szacunkowe, które obejmowały tylko pierwszy etap przygotowań do wyborów. Jak podaje RMF FM w tę sumę nie została wliczona cena dostarczenia pakietów wyborczych. 

Poczta Polska zasłania się "tajemnicą przedsiębiorstwa". Portal tvn24.pl dotarł jednak do urzędnika z ministerstwa aktywów, który - prosząc o zachowanie anonimowości - przyznał, że szacunkowe koszty przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych były ogromne. - Szacunki opiewały na sumę ponad 600 milionów. Ostatecznych [kosztów - przyp. red.] dotąd jeszcze nie ma, będą niższe, gdyż przecież do wyborów nie doszło - powiedział w rozmowie z portalem. Wycena została potwierdzona przez serwis w kilku źródłach.

Przypomnijmy, że wcześniej Jacek Sasin pytany o koszty druku pakietów wyborczych powiedział: - Wiem, ale nie mogę tego po prostu powiedzieć. Rzecznik Ministerstwa Aktywów Państwowych stwierdził z kolei, że resort nie informuje o koszcie wydruku kart, bo "nie jest właściwym podmiotem do wypowiadania się na ten temat". Sasin podkreśla, że założeniem PiS jest, by wykorzystać karty wyborcze ponownie - mimo że nie powstawały one pod nadzorem PKW. Zakładałoby to również scenariusz, że nowi kandydaci nie mogliby się dopisać do list wyborczych.

Teraz te miliony przemieli się na makulaturę. Poczekają jeszcze trochę na kolejne wybory, lecz tak naprawdę nie ma żadnych szans, by je wykorzystać. Wystarczy, że jedna osoba się wycofa lub pojawią się nowi kandydaci - powiedział w rozmowie z tvn24.pl anonimowy polityk PiS.

***

W Gazeta.pl chcemy być dla Was pierwszym źródłem sprawdzonych informacji, ale też wsparciem i inspiracją w tych trudnych czasach. PRZECZYTAJ NASZĄ DEKLARACJĘ i weź udział w badaniu >>

Więcej o: