"Rzeczpospolita" pisze o sprawie opóźnionych wypłat wsparcia z tarczy antykryzysowej i przyczynach takiego stanu rzeczy. Na środki przedsiębiorcy muszą czekać nawet kilka tygodni. Dotąd do urzędów spłynęło 3,3 mln wniosków o różne formy pomocy. Najtrudniej ją uzyskać w powiatowych urzędach pracy, gdzie należy składać wnioski o mikropożyczki. Na ten moment rozpatrzono 46 proc. wniosków. Gorzej jest w ZUS, gdzie obsłużono tylko 35 proc. wniosków o postojowe dla samozatrudnionych i zleceniodawców.
Dużo lepiej sprawy się mają w przypadku pomocy z tarczy finansowej, którą realizuje Polski Fundusz Rozwoju. Jeśli przedsiębiorca złoży wniosek o pomoc, pieniądze trafiają na konto firmy w ciągu kilku dni. Skąd taka rozbieżności? "RP" skontaktowała się z urzędnikami, którzy rozpatrują wnioski, by znaleźć odpowiedź.
Problem leży zarówno po stronie urzędów, jak i pracodawców. ZUS od początku przestrzegał, że wnioski są niepoprawnie wypełnianie i publikował nawet poradnik, jak złożyć dokumenty bez błędów. To jednak niewiele pomogło, bo jak przyznała w rozmowie z "RP" Agnieszka Kownacka z Powiatowego Urzędu Pracy w Poznaniu, w jej oddziale aż 80-90 proc. wniosków to wnioski wypełnione błędnie.
Tu po części winę ponoszą też urzędy i ustawodawca, ponieważ procedury są skomplikowane. Ponadto system jest niewydajny i nie był gotowy na przyjęcie takiej liczby wniosków, zawieszał się i nie wyłapywał literówek. Niemal każdy dokument trzeba sprawdzić ręcznie. Do tego wnioski nie mogą być przyjęte jako decyzja administracyjna, a muszą być poświadczone elektronicznym podpisem dyrektora urzędu, co dodatkowo wydłuża cały proces.
Środki z tarczy finansowej PFR są przyznawane sprawniej, dzięki dobrze zorganizowanemu systemowi. Obsługa wniosków jest niemal w pełni zautomatyzowana, co pozwala na przyznanie pomocy w trzy lub cztery dni.
***
W Gazeta.pl chcemy być dla Was pierwszym źródłem sprawdzonych informacji, ale też wsparciem i inspiracją w tych trudnych czasach. PRZECZYTAJ NASZĄ DEKLARACJĘ i weź udział w badaniu