Tarcza antykryzysowa, którą rząd rozpostarł nad prowadzącymi działalność gospodarczą, wymaga zdwojonych wysiłków od pracowników ZUS. Wniosków, które muszą rozpatrzyć, jest bowiem znacznie więcej, niż zazwyczaj - o zwolnienie ze składek i wypłatę postojowego ubiega się do tej pory już 2,64 mln podmiotów.
1,5 mln wniosków ma postać elektroniczną, zajmują się nimi algorytmy. Pozostałe 1,14 mln, złożone na papierze, rozpatrzyć muszą jednak ludzie - wylicza "Rzeczpospolita".
Dziennik ustalił nieoficjalnie, że związkowcy postawili teraz rządowi twarde warunki dotyczące podwyżek. Te obiecano im jednak już w roku 2017. Wówczas rząd Beaty Szydło "podarował" Polakom skrócenie wieku emerytalnego. Lawinę 700 tys. dodatkowych wniosków musiał ktoś obsłużyć.
Czytaj też: Pozwał państwo za zamrożenie gospodarki. Tłumaczy: Tarcza antykryzysowa niewspółmierna do kosztów
Związkowcy mieli więc stwierdzić, że do 15 maja decyzje o podwyżkach muszą w końcu zapaść, albo w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych przeprowadzony zostanie strajk. Miałby on trwać 14 dni i, co oczywiste, sparaliżowałby wypłatę świadczeń dla przedsiębiorców.
Rząd nie może sobie na to pozwolić, więc 30 tys. pracowników może otrzymać podwyżki wynoszące nawet 500 zł. Poza tym na obsłudze tarczy kryzysowej trudno przecież oszczędzać. A o tym, że pracownicy ZUS faktycznie mają więcej pracy, świadczy też chociażby wprowadzenie pracy zmianowej.
Na początku tygodnia Gertruda Ucińska, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych poinformowała, że ZUS zrealizował już 1,1 mln wniosków w ramach tarczy antykryzysowej. Świadczenia postojowe, w kwocie ponad 530 mln zł, trafiły do 265 tys. osób.
Zwolnienie ze składek zostało przyznane 800 tys. przedsiębiorców, co stanowiło koszt 1,6 mld zł. 48 tys. podmiotów wystąpiło o odroczenie składek.
***
W Gazeta.pl chcemy być dla Was pierwszym źródłem sprawdzonych informacji, ale też wsparciem i inspiracją w tych trudnych czasach. PRZECZYTAJ NASZĄ DEKLARACJĘ i weź udział w badaniu >>