Poczta Polska mocno ucierpiała przez spowolnienie, które wywołała epidemia koronawirusa. W marcu liczba przesyłek listowych obsługiwanych przez narodowego operatora spadła o blisko 20 proc., w kwietniu spadek był już o wiele większy - wyniósł 44 proc. - donosi "Dziennik Gazeta Prawna".
Nie wszystkie dane są jednak pesymistyczne. W pierwszych miesiącach epidemii Poczta odnotowała bowiem dynamiczny wzrost przesyłek kurierskich Pocztex - czytamy w komunikacie.
"Klienci szczególnie chętnie wybierają przesyłki z dostawą przez kuriera bezpośrednio pod wskazany adres. W porównaniu do analogicznego okresu 2019 r. w tym kanale nadanych zostało blisko 50 proc. przesyłek więcej" - wyjaśniają pocztowcy.
Zdaniem niektórych związkowców Poczta Polska straty poniesione m.in. przez zmniejszoną ilość obsługiwanych listów, będzie próbowała odrobić, obniżając pensje pracowników.
- W wyniku epidemii, która dotknęła polską gospodarkę, zarząd PP chce przerzucić skutki spadku przychodów na pracowników - twierdzi cytowany przez "Rzeczpospolitą" Bogumił Nowicki, przewodniczący pocztowej Solidarności.
Związkowa Alternatywa w komunikacie opublikowanym kilka dni temu sprawę stawia jeszcze ostrzej. "Epidemia koronawirusa obnażyła antypracownicze oblicze władzy. Rząd wykorzystuje kryzys do kwestionowania podstawowych praw pracowniczych, do niszczenia Kodeksu Pracy, do osłabiania związków zawodowych, do pozbawiania stabilności zatrudnienia" - czytamy w stanowisku związkowców.
Związkowcy twierdzą, że w spółkach skarbu państwa trwa "brutalny atak na związkowców nieposłusznych władzy". - "Wychodzimy na ulice, bo mamy dość! Mamy dość biedy, wyzysku, nierówności społecznych, braku stabilności na rynku pracy. Mamy dość samowoli władzy i traktowania ludzi pracy jako obywateli gorszego sortu" - piszą przedstawiciele Alternatywy.
Rozgoryczenie wśród pocztowców jest tym większe, że przed wyborami, które miały odbyć się 10 maja, władze obiecywały im solidne dopłaty za roznoszenie pakietów wyborczych. Dziś wiemy już, że karty wyborcze, których druk zlecił rząd, pójdą "na przemiał". Tymczasem, jak ustalił RMF FM, Poczta Polska w związku z wyborami, które się nie odbyły, poniosła koszty sięgające 10 mln zł.
Nie wiadomo jednak, czy ostateczny rachunek zysków i strat nie będzie wyższy, bo jeden z pragnących zachować anonimowość urzędników z resortu aktywów państwowych, przyznał, że szacunkowe koszty przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych miały być znacznie wyższe. - Szacunki opiewały na sumę ponad 600 milionów. Ostatecznych [kosztów - przyp. red.] dotąd jeszcze nie ma, będą niższe, gdyż przecież do wyborów nie doszło - powiedział.