Polski Fundusz Rozwoju, który wypłaca subwencje firmom w ramach tarczy antykryzysowej, zwrócił się do jednej z firm o zwrot pieniędzy. Chodzi o sieć kantorów, która otrzymała z PFR 150 mln zł, co w porównaniu z innymi placówkami tego typu wydaje się pomocą nieproporcjonalną.
Jednym z kluczowych czynników wpływających na wielkość subwencji jest wielkość obrotów oraz liczba zatrudnionych pracowników. Ważna jest też skala spadku obrotów w porównaniu z rokiem poprzednim.
Według "Dziennika Gazety Prawnej" sieć kantorów, która otrzymała 150 mln zł z PFR, powinna swoje obliczenia oprzeć wyłącznie na marży, a więc różnicy w kursie kupowanych i sprzedawanych walut. Firma, zdaniem "DGP", kwotę dotacji oparła natomiast o łączną wartość wszystkich transakcji. Inne kantory, które otrzymały wsparcie, w ramach tarczy otrzymały znacznie mniej środków - ok. kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Do sytuacji odniósł się Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju. - Tarcza działa w oparciu o zaufanie do przedsiębiorców i oświadczenia. Niestety zawsze ktoś popełni błąd albo nadużyje tego zaufania. Zakładam, że to mniej niż 1 proc. subwencji. PFR weryfikuje oświadczenia następczo, żeby zapewnić, że wszystkie subwencje są wypłacone prawidłowo - stwierdził na Twitterze.
Szef Polskiego Funduszu Rozwoju stwierdził też, że system przyznawania środków nie jest dziurawy. Problemem są, jego zdaniem, "fałszywe oświadczenia niektórych firm" składane przy wnioskowaniu o subwencje.
Czytaj też: Prezydent podpisał ustawę. "Użytkownicy samochodów będą je musieli wyposażyć w system lokalizacyjny"
Borys podkreśla też, że PFR poddaje kontroli już zrealizowane wypłaty. - Sami przy kontroli zidentyfikowaliśmy te przypadki i wystąpiliśmy o zwrot subwencji. System działa! - zapewnił.
Do tej pory z tarczy antykryzysowej, którą dystrybuuje Polski Fundusz Rozwoju, skorzystało już 273 tys. firm. PFR przekazał im środki o łącznej wartości blisko 51 mld zł.