Zacznijmy od tego, co wiemy. Wiemy, że chcemy budować elektrownię jądrową - to już od dawna, oraz że chcemy, by powstała ona do 2033 roku (ta data wynika z projektu polityki energetycznej Polski). I w zasadzie do czasu wizyty prezydenta Andrzeja Dudy, to było wszystko. Nadal nie ma zatwierdzonej lokalizacji budowy, wybranej technologii i planu finansowania gigantycznej, wartej dziesiątki miliardów złotych inwestycji.
Nieco nowości jednak jest. Prezydenci USA i Polski podczas wspólnej konferencji prasowej zapowiedzieli podpisanie umowy, która umożliwi rozpoczęcie prac - na razie tylko projektowych - nad wprowadzeniem w naszym kraju energetyki jądrowej. Donald Trump wspomniał o kupowaniu technologii od jednej z dużych amerykańskich firm. "Podmioty, które będą w tym brały udział, już w tej chwili są wytypowane, uzgodnienia są bardzo daleko posunięte. Z polskiej strony te negocjacje od dawna już prowadzi pan minister Piotr Naimski, obecnie konkludują one właśnie w zawarcie stosownej umowy międzyrządowej, czego można się spodziewać w najbliższym czasie" - dodał Andrzej Duda.
Do tych dość enigmatycznych stwierdzeń garść szczegółów dorzucił w czwartek rano wspomniany przez prezydenta Dudę minister Naimski. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Berendą przekazał, że Polska szuka partnera, który zaangażuje się także kapitałowo w inwestycję, a firmy amerykańskie dobrze się do tego nadają. - To jest kwestia zbudowania 6 do 9 gigawatów mocy elektrowni jądrowych, które pozwolą nam przetransformować miks energetyczny w Polsce - powiedział Piotr Naimski.
O tym, że to Amerykanie mają z nami budować w Polsce elektrownię atomową, mówiło się już wcześniej, przynajmniej kilka miesięcy temu.
Polska ma powołać specjalną, osobną, państwową spółkę do tego projektu. Taka spółka już kiedyś była - nazywała się PGE EJ. Minister zapewnił, że rząd będzie korzystać z jej prac. Na część pytań dziennikarza minister nie chciał odpowiedzieć, niewiadomych wciąż jest więc sporo.
- Nowe jest to, że wiemy, że zbliżamy się do podpisania umowy międzyrządowej, która ma być fundamentem przyszłych umów dotyczących inwestycji w energetykę jądrową w Polsce. Wiemy też, że skupiamy się na dużych reaktorach jądrowych, tym samym wykluczone zostały małe reaktory typu SMR. To zawęziło grono spółek ze Stanów Zjednoczonych, które mogą przystąpić do takiego projektu i w tym momencie są w grze trzy podmioty: General Electric, Westinghouse oraz Duke Energy - mówi Jakub Wiech, ekspert ds. energetyki z portalu Defence24.pl. Jego zdaniem, Polska wybrała już tę spółkę, a możliwe, że i wykonawcę inwestycji.
Podkreśla, że kluczowej kwestii - czyli finansowania - zabrakło w wystąpieniu prezydentów. Ale można coś więcej wywnioskować z wypowiedzi Piotra Naimskiego. Koszt budowy dużego jądrowego bloku energetycznego szacowny jest na 40-70 mld zł. To ogromne pieniądze. - Moim zdaniem połączono tutaj dwa modele finansowania: z jednej strony w grę wchodzi pożyczka, a z drugiej inwestycja, która opierać będzie swoje zyski na kontrakcie różnicowym, gwarantowaniu ceny energii - mówi Jakub Wiech.
Taki model może nieść ze sobą pułapkę, w którą wpadła Wielka Brytania w przypadku elektrowni Hinkley Point C. Nie dość, że koszt budowy rośnie (tak to zwykle bywa z tak dużymi inwestycjami), to jeszcze w kontrakcie z firmą EDF, która jest wykonawcą, zablokowano gwarantowane ceny energii, które mają być indeksowane o inflację. Te ceny są bardzo wysokie. Tutaj ważne zastrzeżenie: ogólnie energia elektryczna z już działającej elektrowni jądrowej jest tania, ale koszt budowy nowej jest ogromny, a inwestor w końcu chce zarobić.
Jakub Wiech uważa, że sugerowany model finansowania budowy elektrowni w Polsce sprawia, że możliwe jest ustalenie cen prądu, które nie będą nadmiernie wysokie. - Wydaje mi się, że jeżeli w grę wchodzi bilansowanie bezpośrednią inwestycją, a do tego pożyczką, to myślę, że da się koszty rozłożyć tak, że cena energii będzie konkurencyjna wobec innych źródeł energii, zwłaszcza wobec naszego węgla, który będzie sobie radził coraz gorzej na rynku - mówi ekspert. - W tym momencie Polska jest importerem netto energii, a cena importowana ma to do siebie, że jest wysoka. Gdyby elektrownie jądrowe pomogły ograniczyć import energii, to byłby dodatkowy atut ekonomiczny dla atomu - dodaje.
Dlaczego więc nie zbudować mniejszych bloków? W ostatnich miesiącach pojawił się pomysł budowy małych bloków, tak zwanych SMR-ów. Są tańsze i można by je postawić szybciej, ale mają jeden problem: nie zostały jeszcze wprowadzone do komercyjnego użytku. Według Jakuba Wiecha, nie możemy sobie pozwolić na czekanie na tę technologię.
Umowa, o której mówili prezydenci Polski i USA to dopiero pierwszy z kroków do powstania polskiej elektrowni jądrowej. Piotr Naimski mówi, że w ciągu roku powinniśmy poznać szczegóły dotyczące obecnych niewiadomych, takich jak lokalizacja, technologia i koszty. Termin "do końca roku" pojawiał się jednak w atomowych zapowiedziach już kilka razy w ostatnich kilku latach. Czy teraz naprawdę doczekamy się konkretów?
- Czekamy na przyjęcie polityki energetycznej Polski do 2040 roku, w tym dokumencie zapewne atom się znajdzie. Zjednoczona Prawica miała 5 lat i doskonałe warunki polityczne i gospodarcze do budowy elektrowni jądrowej, trochę dziwi, że to się nie udało i trochę podaje w wątpliwość to, czy terminy, o których teraz mowa, są realne - mówi Jakub Wiech. To, co się dzieje teraz z węglem, wskazuje, że musimy z niego wychodzić, choć ekspert podkreśla, że do przyspieszenia działań w kwestii energetyki jądrowej mogą sprowokować rygory europejskiego Zielonego Ładu. Rolę niskoemisyjnego atomu podkreślił w niedawnym liście do europejskich komisarzy polski minister klimatu Michał Kurtyka.
Na koniec warto pamiętać, że nadal jednak wiemy niewiele, nadal nie ma konkretnych, wiążących decyzji oraz że w wielu państwach tak wielkie projekty już nie powstają.