We wtorek 14 lipca na konferencji prasowej ogłoszono decyzję ws. przejęcie Lotosu przez Orlen. Komisja Europejska pozytywnie rozpatrzyła wniosek. Postawiono jednak warunki, które mają zapobiec monopolizacji rynku. By transakcja doszła do skutku, Lotos musi pozbyć się 30 proc. udziałów rafinerii Grupy Lotos oraz 80 proc. z 505 swoich stacji benzynowych. To aż 389 obiektów, które zostaną sprzedane. Dzięki temu łączny udział obu koncernów na rynku spadnie o 5 proc. informuje Money.pl. Kolejnym celem jest przejęcie przez Orlen PGNiG, zapowiedział premier Mateusz Morawiecki.
Wiceszefowa Komisji Europejskiej Margrethe Vestager zapewniła, że fuzja Lotosu i Orlenu nie wpłynie na wzrost cen paliw, ani nie zachwieje konkurencyjności. Nastąpią jednak spore przetasowania, bo ktoś niemal 400 stacji będzie musiał przejąć.
W grę wchodzi niebagatelna liczba. Jak to zostanie przeprowadzone, czy drogą sprzedaży, czy np. wymiany na stacje w innych krajach, to dopiero pokaże, kto stanie się beneficjentem takiej zmiany na rynku krajowym. Myślę, że zarówno operatorzy zagraniczni, jak i krajowi mogliby chętnie powalczyć o obiekty Lotosu
- ocenia dla Money.pl Jakub Bogusz z e-petrol. Lotos odpowiada za 7 proc. rynku paliw w Polsce, a Orlen za 24 proc. Po fuzji i sprzedaży stacji firmy zagospodarują 26 proc. rynku. To nie jedyna zmiana w najbliższych miesiącach, jaka czeka nas w polskim sektorze paliwowym. Moya dąży do posiadania 350 stacji, w czym ma pomóc przejęcie sieci stacji samoobsługowych eMILA. Obecnie czekają na decyzję UOKiK w sprawie fuzji.