Inflacja w Polsce już od roku nie zeszła poniżej celu inflacyjnego Narodowego Banku Polskiego, czyli 2,5 proc. W styczniu, lutym i marcu br. przebiła nawet znacząco dopuszczalne odchylenie w górę od tego celu (+1 p. proc., czyli poziom 3,5 proc.). Kwietniowe i majowe odczyty wskazywały, że wzrost cen w Polsce spowalnia, ale w czerwcu znów inflacja podskoczyła - wyniosła 3,3 proc.
Dodatkowo, w czerwcu tzw. inflacja bazowa, czyli pomijająca m.in. ceny żywności i energii, osiągnęła w Polsce poziom 4,1 proc. i była najwyższa od blisko 19 lat.
Polska inflacja jest też szczególnie "imponująca" na tle Europy - od początku 2020 r. notujemy co miesiąc maksymalnie trzeci najwyższy wynik z całej Unii Europejskiej, a w maju i czerwcu nie było kraju w UE, w którym wzrost cen byłby równie szybki.
Dlaczego ceny w Polsce rosną tak szybko? I dlaczego w ostatnich miesiącach nasza inflacja tak bardzo wybija się na tle danych z innych krajów unijnych?
Jak tłumaczy w rozmowie z next.gazeta.pl dr Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, jedną z przyczyn podwyższonej inflacji już przed kryzysem była dość szybko drożejąca żywność. Drugą był wzrost tzw. cen administrowanych, m.in. podwyżek cen energii elektrycznej czy wywozu śmieci, szczególnie od początku 2020 r.
Po przyjściu kryzysu, wbrew oczekiwaniom analityków, inflacja nie zaczęła jednak wyraźnie spadać. Powód? To m.in. efekt tzw. podatku od COVID-u, czyli tego, że przedsiębiorcy, przede wszystkim w branży usługowej, mocno przerzucają na klientów koszty związane z podwyższonym reżimem sanitarnym. Z racji solidnego popytu na swoje usługi, nie widzą też potrzeby walki o klienta niskimi cenami. Wręcz przeciwnie, podnoszą je, chcąc nieco rekompensować sobie straty z okresu lockdownu.
Tyle że przecież we wszystkich krajach Unii przedsiębiorcy muszą nadrobić ubytki z okresu lockdownu. Wszędzie wprowadzono dodatkowe środki ostrożności. A jednak w innych krajach Unii takie przerzucanie kosztów na klientów nie ma miejsca. Szczególnie wiele mówi wykres obrazujący wzrost cen usług w Polsce i średnio w Unii - od dawna u nas inflacja jest wysoko powyżej średniej, ale w maju i czerwcu - gdy rozmrażały się gospodarki w całej Europie - ten rozdźwięk był szczególnie widoczny. W maju ceny usług w Polsce wzrosły o 8,9 rok do roku (średnio w Unii o 1,3 proc.), w maju o 9,2 proc. (w Unii średnio o 1,2 proc.).
Dlaczego więc w Polsce takie "wyciskanie" klientów się udaje? Paradoksalnie, w ocenie dr Sawulskiego to oznaka tego, że Polacy stosunkowo dobrze znoszą koronakryzys.
To objaw pewnej siły polskiej gospodarki w tym kryzysie. Polski konsument nie ucierpiał w nim tak bardzo jak konsumenci w innych krajach. W Polsce bezrobocie wzrosło w naprawdę niewielkim stopniu w porównaniu do tego, co przewidywano i co dzieje się w innych państwach. Nie ma więc drastycznego pogorszenia się sytuacji konsumentów i firmom jest po prostu stosunkowo łatwo przerzucać koszty kryzysowe na klientów
- tłumaczy ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Dr Sawulski podejrzewa też, że w pewnym stopniu w Polsce może działać też inny czynnik proinflacyjny. Chodzi o to, że nawet już przed kryzysem, wskutek dużego wzrostu wynagrodzeń (w tym płacy minimalnej, szczególnie na początku 2020 r. - aż o 350 zł do 2600 zł brutto), marżowość biznesu raczej spadała. W kryzysie część firm mogła nie mieć wyjścia i stanęła przed wyborem - albo podniesie ceny, albo będą musiały się zamknąć.