Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej bada to, jak Polacy oceniają sytuację finansową swojego gospodarstwa domowego oraz ogólną sytuację ekonomiczną kraju (zarówno wstecz, tj. w ostatnich 12 miesiącach, jak i w przód, tj. widoki na kolejnych 12 miesięcy), a także gotowość do dokonywania ważnych zakupów.
Z kolei wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej koncentruje się wyłącznie na przewidywaniach tego, z czym będziemy mieli do czynienia w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Poza prognozami Polaków co do sytuacji ekonomicznej ich oraz całego kraju, WWUK ujmuje także nasze oceny co do trendów poziomu bezrobocia oraz możliwości oszczędzania pieniędzy.
Słowem - oba wskaźniki są obrazami naszych nastrojów, które wszak mają duży wpływ m.in. na poziom konsumpcji (jeśli czujemy się pewnie, chętniej wydajemy pieniądze). Jeśli odczyty są na minusie - przeważają oceny pesymistyczne, jeśli na plusie - dominują te optymistyczne. Oba wskaźniki mogą przyjmować wartości od -100 punktów do 100 punktów.
Najnowsze dane opublikowane przez GUS pokazują, że Polacy z miesiąca na miesiąc wiążą coraz mniejsze obawy z koronakryzysem. Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej w lipcu wyniósł -13,4, a wyprzedzający -13,6. Wciąż te nastroje są dalekie od pozytywnych, ale w porównaniu z odczytami np. z kwietnia (wskaźnik bieżący -36,4, wyprzedzający -47,7) jednak o niebo lepsze.
Znacząca poprawa nastrojów u Polaków nie dziwi w tym sensie, że - przynajmniej na razie - nie spełniają się kasandryczne wizje z początków epidemii co do rozmiarów kryzysu. Nasza gospodarka dość sprawnie radzi sobie z kryzysem - bezrobocie nieco wzrosło, ale nie było masowych zwolnień pracowników, a np. w sprzedaży detalicznej czy produkcji przemysłowej widać odbicie lepsze od oczekiwań ekonomistów.
W lipcu saldo ocen dla zmian sytuacji finansowej gospodarstwa domowego ankietowanych w najbliższych 12 miesiącach wyniosło -3,3 proc. To skala różnicy między pesymistami a optymistami. Tych pierwszych jest już tylko niewiele więcej. W kwietniu to saldo wynosiło -30,5 proc.
Trochę gorzej jest z prognozami ogólnej sytuacji ekonomicznej kraju - tu saldo w lipcu wynosi -18,4 proc. (ale to i tam o niebo lepiej niż w kwietniu, gdy wynosiło -64,5 proc.). Jeśli chodzi o trend bezrobocia, to choć nastroje się poprawiają, to pesymistów jest wciąż więcej (saldo ocen w lipcu -37, wobec -77,7 w kwietniu).
Coraz więcej osób deklaruje też gotowość do większych zakupów (co wszak zwykle jest efektem poczucia stabilności sytuacji finansowej). W lipcu saldo ocen wynosiło tu -15,7 proc., czyli wciąż przewaga ostrożnych pesymistów nieplanujących dużych wydatków jest niemała, ale w kwietniu wskaźnik był na poziomie -47,3 proc.
Co ciekawe, w lipcu pierwszy raz od wybuchu epidemii (a wręcz nawet od stycznia br.) na plus wyszło saldo ocen dla możliwości oszczędzania pieniędzy. Wyniosło ono 4,4 proc. (wobec np. -18,3 w kwietniu).
Także inne odpowiedzi Polaków pokazują, że epidemia ma coraz mniejszy wpływ na sytuację i nastroje Polaków. Oczywiście - wciąż jest absolutnie dominującym czynnikiem. Jest jednak wyraźnie lepiej.
W lipcu obecną sytuację epidemiczną w Polsce za duże zagrożenie dla osobistej sytuacji finansowej uznało 14,7 proc. badanych. W kwietniu było to 44,4 proc., w maju 29,3 proc. Żadne albo maksymalne małe zagrożenie wskazało w lipcu 40 proc. badanych, ponad dwukrotnie więcej niż przed trzema miesiącami.
Wciąż ponad połowa badanych (52,5 proc. w lipcu) uznaje epidemię za duże zagrożenie dla gospodarki w Polsce. Ale - znów - w kwietniu było to 88 proc., w maju 78 proc.
Epidemia COVID-19 budzi coraz mniejsze obawy nie tylko z punktu widzenia konsekwencji dla gospodarki Polski i finansów osobistych Polaków, ale także ze względów stricte zdrowotnych. W lipcu w badaniu GUS jako duże zagrożenie dla swojego osobistego zdrowia koronawirusa uznało 21,8 proc. badanych. W kwietniu było to 50,7 proc., a maju 34,2 proc.
Potwierdzeniem dla tych danych GUS są także wyniki badania Deloitte. Ta firma doradcza wylicza tzw. indeks niepokoju konsumentów. W pierwszej połowie lipca wyniósł on dla Polski - 11 proc., gdzie im niższy odczyt, tym lepiej (tym stopień niepokoju jest niższy). W ciągu dwóch tygodni wskaźnik dla Polski poprawił się o 6 punktów procentowych.
To duży skok, tym bardziej że od miesiąca, a więc przez dwie poprzednie edycje badania, indeks utrzymywał się na poziomie -5 proc. Jeszcze pod koniec czerwca byliśmy na dziesiątym miejscu wśród wszystkich badanych krajów i na szóstym w Europie. Teraz mniejszy poziom lęku mają tylko Niemcy, Holendrzy i Belgowie
- mówi Michał Pieprzny, przedstawiciel branży konsumenckiej w Polsce, partner Deloitte.