Od czasu rewolucji przemysłowej, świat nieubłaganie prze ku klimatycznej zagładzie. Od dziesięcioleci do wytworzenia energii korzystamy powszechnie z niezwykle szkodliwych metod – przede wszystkim spalania węgla, które generuje ogromne ilości CO2 i innych szkodliwych substancji.
Trend ten co prawda zaczął się w ostatnich latach odwracać. Poszczególne kraje powoli dostrzegają problem i inwestują w odnawialne źródła energii (OZE). W listopadzie 2018 roku Komisja Europejska przedstawiła nawet długoterminową strategię, która zakłada klimatyczną neutralność Europy do roku 2050. Ekologia – zwłaszcza w naszej części świata – stała się modna, a technologie pozwalające na wytwarzanie zielonej energii stale tanieją.
Niestety nie wszędzie na świecie dostrzeżono już problem i podjęto walkę. Nawet w Polsce - która należy przecież do Unii Europejskiej – rząd bardzo niechętnie odchodzi od mało efektywnej i bardzo szkodliwej metody produkcji prądu, jaką jest spalanie węglą. Dane dotyczące sposobów wytwarzania energii w naszym kraju przyprawiają o ból głowy.
Jak wynika z wyliczeń Eurostatu za 2018 rok, jedynie 11,3 proc. energii w naszym kraju powstaje ze źródeł odnawialnych. Pod tym względem jesteśmy w ogonie Europy. Reszta energii pochodzi ze spalania paliw (udział energii jądrowej wynosi 0 proc., bo wciąż nie mamy żadnej elektrowni) – w zdecydowanej większości z węgla. Tak fatalne statystyki sprawiają, że nawet kupując samochód elektryczny nie jesteśmy ekologiczni i de facto "jeździmy na węgiel".
Warto dodać, że faktycznie w kilku innych krajach UE sytuacja też nie jest godna pozazdroszczenia. Udział odnawialnych źródeł energii w całej produkcji w Holandii, Belgii czy Irlandii wynosi odpowiednio 7,4, 9,4 i 11,1 proc. Belgię nieco usprawiedliwia jednak fakt, że w bardzo dużym stopniu korzysta z energii jądrowej.
Osoby, które myślą jednak, że produkcja energii elektrycznej i walka z pędzącymi zmianami klimatycznymi ich nie dotyczy, są w wielkim błędzie. Trend się odwraca, a za produkcję energii elektrycznej nie odpowiadają już wyłącznie największe przedsiębiorstwa energetyczne i rząd. Prosumentem - czyli konsumentem, który bilansuje lub odsprzedaje część energii - może dziś być każdy z nas.
Wszystko za sprawą bardzo dynamicznego rozwoju technologii potrzebnych do "domowego" wytwarzania czystej energii. Tu zdecydowanym liderem jest fotowoltaika. Jej montaż od kilku lat zaczął się bardzo opłacać. Wszystko dlatego, że na przestrzeni ostatniej dekady zauważalnie wrosła efektywność modułów słonecznych, a ich ceny spadły.
Efektem jest ogromny wzrost popularności instalacji fotowoltaicznych w ostatnich latach. W pierwszej kolejności ich zalety zaczęli zauważać klienci indywidualni, przede wszystkim właściciele domów jednorodzinnych, na których dachach zazwyczaj umieszcza się panele.
Nic dziwnego. Nawet nieduża instalacja słoneczna pozwala na pokrycie całego zapotrzebowania energetycznego typowej rodziny. To z kolei oznacza, że możemy niemalże zapomnieć o opłacaniu rachunków za prąd. Jeszcze więcej można zaoszczędzić korzystając jednocześnie z samochodu elektrycznego.
W przypadku posiadania nieco większej instalacji można bowiem pokusić się o założenie domowego wallboxa (ładowarki naściennej o mocy od kilku do nawet 22 kW), która pozwoli na ładowanie samochodu z dużą mocą. W optymalnych warunkach do zasilania auta można wykorzystywać wyłącznie domową energię pochodzącą ze światła słonecznego i w praktyce jeździć zupełnie za darmo.
W ostatnim czasie zalety fotowoltaiki zaczęły zauważać również firmy oraz lokalne władze samorządowe. W obu przypadkach miejsca na panele słoneczne jest zazwyczaj sporo, a koszt takiej instalacji relatywnie niewielki. Zresztą już nawet nieduże „elektrownie” tego typu pozwalają na przynajmniej częściowe pokrycie zapotrzebowania biura. A to znacząco zmiesza rachunki za prąd i pozwala (jeżeli nie całkowicie to przynajmniej częściowo) uniezależnić się od podwyżek cen energii.
Ten boom na korzystanie z odnawialnych źródeł energii, który obserwujemy w ostatnim czasie jest niezwykle pozytywną zmianą. Nareszcie odchodzimy (jako społeczeństwo) od korzystania wyłącznie z energii pochodzącej ze spalania węgla lub innych paliw, a zaczynamy dostrzegać zalety OZE. Oczywiście na razie są to małe kroki, które pozwalają na uniezależnienie się od wielkich sieci energetycznych, jednak sama tendencja z biegiem czasu się nie zmieni.
Eksperci przewidują, że za trendem tym podążą w końcu całe państwa. Ich rządy będą jeszcze mocniej dążyć do dywersyfikacji źródeł energii, z których korzystamy. Nie będą budować więcej ogromnych elektrowni i sieci przesyłowych mających pokryć zapotrzebowanie energetyczne milionów ludzi w innych częściach kraju.
Wytwarzanie energii elektrycznej wygląda dziś w znacznym stopniu tak samo, jak wyglądało 100 lat temu - duże elektrownie znajdują się w centrum naszej sieci elektrycznej. Chociaż inne branże, takie jak branża sieci komputerowych, postępują w kierunku rozproszonej struktury, która skutecznie łączy ludzi i zasoby, w zakresie generowania energii jeszcze nie nastąpiła podobna ewolucja
- mówi Michał Marona, Country Manager Poland.
Stawiać będziemy raczej na tysiące niewielkich źródeł energii OZE - np. mini "elektrowni" wiatrowych lub słonecznych, które będą zasilać konkretne miejsca czy budynki. Takie elementy zresztą już od jakiegoś czasu pojawiają się w wielu (również polskich) miastach. I będą pojawiać się jeszcze częściej, stając się nieodłącznymi elementami współczesnych miast.
Więcej będzie również miniaturowych modułów słonecznych mających zasilać konkretne elementy w miastach. Już teraz panele znajdziemy nie tylko na dachach domów i biur. Energia słoneczna zasila również parkometry, latarnie uliczne, sygnalizacje świetlne, przystanki autobusowe, bilbordy reklamowe i wiele innych elementów otaczającej nas infrastruktury, które są nieodłączną częścią tkanki miejskiej. A trend do korzystania z OZE w takich miejscach będzie się tylko pogłębiał.
Docelowo energia będzie wytwarzana, a następnie konsumowana w tym samym miejscu. Co więcej, konkretne budynki mogą być połączone w mini-sieci energetyczne w ramach dzielnic czy osiedli i dzielić się energią uzyskaną z wiatru lub słońca. Systemy komputerowe zadbają o to, aby energia była jak najlepiej i najrównomierniej wykorzystywana.
Zdaniem ekspertów w nowych technologiach, a przede wszystkim w sztucznej inteligencji (AI) drzemie ogromny potencjał, który można wykorzystać w kontekście zasilania inteligentnych domów, dzielnic czy miast. Gdy światła słonecznego będzie pod dostatkiem, energia będzie magazynowana. Wtedy do działania wkroczy AI, która w sposób optymalny zarządzać będzie jej zasobami. Przewidywać, kiedy możemy jej potrzebować w większej ilości, a kiedy w mniejszej. Nauczy się na przykład, że pralkę nastawiamy w każdą sobotę w godzinach porannych, a auto ładujemy co 4 dni i zostawi nieco więcej energii w lokalnej sieci – właśnie na ten moment.
Z pewnością źródła energii zasilającej scentralizowane systemy uległy zmianie. Węgiel zaczyna tracić na atrakcyjności. Już teraz został zdetronizowany przez wzrost zużycia gazu ziemnego i energii jądrowej. W końcu jednak jesteśmy na etapie ogromnej transformacji energetycznej, która obiecuje zmienić sposób wytwarzania i konsumowania energii. Zmiana ta zwiastuje bardziej przyjazną dla użytkownika, oszczędną i technologicznie zaawansowaną gospodarkę energetyczną, która zapewni wspaniałe korzyści dla firm z branży, konsumentów i naszej planety
- tłumaczy Marona.
Ostatecznie wsie, miasteczka i miasta zostaną połączone w sieci składające się z tysięcy mikro-elektrowni, które znajdą się na dachach domów i innych budynków. Każdy z nas stanie się prosumentem – produkować będzie prąd zarówno dla siebie, ale i w razie nadwyżki dzielić się nim z innymi. I będzie na tym albo zarabiać, albo energię odbiorze, gdy będzie mu bardziej potrzebna niż innym. Takie zmiany (w mniejszej skali) zaczynają zachodzić już dziś i to na naszym własnym podwórku.