Według danych Głównego Urzędu Statystycznego oraz Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w czerwcu br. stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wyniosła 6,1 proc. Statystyki GUS wskazywały, że na koniec pierwszego półrocza br. w urzędach pracy jako bezrobotni zarejestrowanych było ok. 1 mln 26,5 tys. osób. Jeszcze w marcu, czyli na początku pandemii, stopa bezrobocia wynosiła 5,4 proc., a liczba osób bezrobotnych była niższa o ok. 117 tys. Na koniec 2019 r. zarejestrowanych bezrobotnych było o ok. 160 tys. mniej niż w czerwcu.
Najnowsze szacunki rządu z przyjętych we wtorek założeń do projektu budżetu na 2021 r. nie pozostawiają jednak żadnych wątpliwości - największa fala zwolnień dopiero przed nami.
Rada Ministrów przewiduje, że na koniec 2020 r. stopa bezrobocia rejestrowanego wyniesie w Polsce 8 proc. Przekładając tę liczbę na konkretne miejsca pracy, oznacza to, że na koniec roku w urzędach pracy zarejestrowanych będzie ok. 1 mln 330 tys. bezrobotnych. Tym samym, według rządowych prognoz, do końca roku pracę straci jeszcze ok. 300 tys. osób.
A przynajmniej - tyle nowych osób zarejestruje się w urzędzie pracy, bo to bada stopa bezrobocia rejestrowanego. Część zwolnionych osób może w tych statystykach nie być widocznych, bo może poszukiwać nowej pracy na własną rękę, nie rejestrując się w "pośredniaku".
Jeśli prognoza rządu się sprawdzi, będzie to oznaczało, że od wybuchu epidemii do końca roku w urzędach pracy przybędzie ponad 400 tys. nowych zarejestrowanych bezrobotnych. Skoro do końca czerwca ta liczba urosła "tylko" o 117 tys., to de facto jesteśmy dopiero mniej więcej w jednej czwartej negatywnych skutków koronakryzysu na polski rynek pracy.
Według rządowych prognoz, w 2021 r. stopa bezrobocia ma spaść do 7,5 proc.
Uwzględniając skalę tąpnięcia gospodarczego oraz sytuację na rynku pracy w innych krajach, wzrost bezrobocia w Polsce będzie relatywnie niewielki, co ma związek z działaniami antykryzysowymi podjętymi przez rząd (m.in. Tarcza Antykryzysowa i Finansowa)
- przekonuje Ministerstwo Finansów.
To prawda - nie mieliśmy w Polsce w ostatnich miesiącach gwałtownego skoku bezrobocia m.in. ze względu na działania antykryzysowe, czyli np. zwolnienia ze składek ZUS, dopłaty z Funduszu Pracy do wynagrodzeń, system pożyczek i świadczeń postojowych, świadczenia opiekuńcze dla rodziców (przeszli oni de facto z "utrzymania" pracodawców na ZUS) czy Tarczę Finansową PFR. Innym ważnym czynnikiem była stosunkowa "sztywność" polskiego rynku pracy - większość Polaków pracuje na podstawie umowy o pracę, z nawet 3-miesięcznymi okresami wypowiedzeń.
Jednak wszystko wskazuje na to, że wraz z kończącymi się okresami wypowiedzeń, a także wygasaniem części działań antykryzysowych rządu (np. koniec zwolnień ze składek ZUS, koniec świadczeń opiekuńczych) oraz obniżonym popytem na nowych pracowników ze strony przedsiębiorstw, stopa bezrobocia w kolejnych miesiącach będzie rosnąć szybciej niż na początku pandemii.
Dla wielu osób taki przekaz z samego rządu - że w drugiej połowie br. 2020 r. sytuacja na rynku pracy ma ulec znacznemu pogorszeniu - może być nie lada zaskoczeniem. Z jednej strony, rzeczywiście np. minister rozwoju Jadwiga Emilewicz sugerowała pod koniec czerwca, że na koniec roku bezrobocie może wynieść 7-8 proc.
Ale z drugiej, jeszcze w kampanii prezydenckiej słyszeliśmy np. z ust walczącego o reelekcję prezydenta Andrzeja Dudy, że "w najgorszym momencie pandemii koronawirusa bezrobocie wzrosło do 6 proc.", co jednoznacznie sugerowało Polakom, że teraz na rynku pracy będzie już tylko lepiej. Z kolei premier Mateusz Morawiecki chełpił się niewielkim wzrostem bezrobocia, nie zająkując się jednak o tym, że ten efekt koronakryzysu został częściowo odsunięty w czasie.
Szacunki rządu dotyczące wzrostu bezrobocia (według GUS) do 8 proc. na koniec roku pokrywają się z prognozami innych instytucji. Lipcowy konsensus prognoz ekonomistów także wskazuje na 8-procentową stopę bezrobocia w grudniu br.
Z kolei według najnowszej prognozy Narodowego Banku Polskiego, stopa bezrobocia wg BAEL, czyli nieco innej metodologii, wyniesie w ostatnim kwartale 2020 r. 6,4 proc. wobec 3,1 proc. w pierwszym kwartale br. Różnicą w metodologii GUS i BAEL jest m.in. to, że według BAEL za osobę bezrobotną uznawane są wyłącznie osoby aktywnie poszukujące zatrudnienia. W pierwszym kwartale takich osób było ok. 529 tys. W czarnym scenariuszu na koniec roku ta liczba może zostać więc podwojona.
W 2021 i 2022 r. stopa bezrobocia ma spadać, ale ubytek miejsc pracy wskutek koronakryzysu nie zostanie łatwo nadrobiony. Według projekcji NBP, w 2022 r. stopa bezrobocia wg BAEL w Polsce ma wynieść 5,2 proc.