Załadunek paliwa do reaktora rozpoczął się w piątek 7 sierpnia, o czym poinformował minister energetyki Białorusi Wiktar Karankiewicz. Łącznie zostaną tam umieszczone 163 kasety z paliwem jądrowym, z których każda składa się z 312 prętów uranowych.
Po zakończeniu tej procedury, która ma trwać około trzech miesięcy, reaktor o mocy 1200 megawatów będzie gotowy do działania, według ministra, pierwszą energię wytworzy jesienią. Pierwsza elektrownia atomowa na Białorusi ma składać się docelowo z dwóch takich bloków, z oba mają być gotowe w 2022 roku. Inwestycję realizuje rosyjska państwowa firma Rosatom.
Białoruś. Elektrownia atomowa w Ostrowcu. Aksana Manchuk / AP
Zdaniem białoruskich władz, elektrownia atomowa zwiększy bezpieczeństwo energetyczne kraju. Sąsiednia Litwa od początku krytykuje jednak budowę, podnosząc kwestie bezpieczeństwa. Według Litwinów, w razie problemów z elektrownią, obszar skażeń radioaktywnych, jakie mogą wówczas wystąpić, obejmuje sporą część Litwy. Władze w Wilnie były zaniepokojone do tego stopnia, że zdecydowały się nawet kupić miliony tabletek z jodem dla mieszkańców swojego kraju.
Reaktory jądrowe buduje na Białorusi rosyjska firma i za pieniądze z udzielonego przez Moskwę kredytu. Ale ta inwestycja zaliczyła już wiele problemów, opóźnień i niepokojących incydentów. Na przykład cztery lata temu korpus reaktora o wadze 330 ton podczas transportu spadł z wysokości kilku metrów i został obity. Białoruś postanowiła go wymienić dopiero po tym, gdy sprawa została nagłośniona. Kolejny korpus, kilka miesięcy później, także miał zostać obity, choć Rosatom zapewnił, że go to nie uszkodziło.
Budowa elektrowni jądrowej na Białorusi była planowana już w czasach sowieckich, ale porzucono pomysł po 26 kwietnia 1986 roku, czyli po katastrofie w Czarnobylu. Mocno ona wpłynęła na Białoruś, 138 tysięcy Białorusinów zostało przymusowo wysiedlonych, kolejnych 200 tysięcy zrobiło to na własną rękę. Jak podaje agencja Associated Press, sami Białorusini nie protestują przeciwko budowie reaktorów.