Do rozpoczęcia roku szkolnego pozostał tydzień. Rodzice wciąż nie mogą mieć jednak pewności, na jakich zasadach będzie odbywać się nauka. Wszystko przez to, że ogólne reguły nie są zbyt precyzyjne, a te szczegółowe dyrektor każdej szkoły będzie mógł ustalać indywidualnie.
Jedna z najpoważniejszych konsekwencji powrotu dzieci do szkoły w dobie koronawirusa to większe prawdopodobieństwo pracy dwuzmianowej. Oznacza to, że część uczniów swoje zajęcia zacznie już przed ósmą, inni będą siedzieć w szkolnych ławkach jeszcze długo po godzinie 12.
Jednym z podstawowych zadań, przed jakim staną dyrektorzy szkół, będzie bowiem ograniczenie możliwości zakażenia.
Ministerstwo Edukacji Narodowej w swoich wskazówkach zaleca, by uczniom przed wejściem do szkoły badać temperaturę. Jak wyjaśnia "Rzeczpospolita" wytyczne nie mówią jednak tego, jaki odczyt ma dyskwalifikować ucznia. Możliwe, że już stan podgorączkowy sprawi, iż dziecko będzie musiało wrócić do domu.
Czytaj też: Koronawirus, kryzys? Astronomiczne notowania spółek technologicznych na giełdach
Rodzice będą się musieli szykować też na inne zmiany. Świetlice zajmą się już tylko najmłodszymi - dziećmi z klas 1-3. Warto też pamiętać, że tryb nauki może w każdej chwili się zmienić na zdalny lub, w najlepszym przypadku, hybrydowy. Warto więc przygotować dziecko i siebie na nagłą zmianę warunków.
Na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego o wielu sprawach wciąż nie wiadomo. Jedną z najistotniejszych jest kwestia zasiłków opiekuńczych. Rodzice wciąż nie mogą być pewni, że w przypadku ponownego zamknięcia szkół będą mieli prawo do świadczenia.