Przyszłość Polskiej Grupy Górniczej wciąż znajduje się pod znakiem zapytania. Póki co, rząd nie potrafił porozumieć się ze związkowcami w sprawie programu naprawczego, którego elementem mają być zwolnienia, a nawet zamknięcie kilku nierentownych kopalń.
Okazuje się jednak, że pomocną dłoń w kierunku znajdującego się w głębokim kryzysie polskiego górnictwa może wyciągnąć Polski Fundusz Rozwoju. Tak wynika z zapowiedzi ministra aktywów państwowych. Jacek Sasin, goszcząc w niedzielę na antenie Telewizji Trwam, poinformował, że Polska Grupa Górnicza ubiega się o wsparcie ze strony PFR.
Szukamy również możliwości wsparcia finansowego zewnętrznego, chociaż cała sytuacja związana z koronawirusem nie jest zawiniona przez Polską Grupę Górniczą, stąd zabiegany w tej chwili o wsparcie ze strony Polskiego Funduszu Rozwoju na bardzo znaczącą kwotę, która pozwoli firmie przetrwać najbliższe miesiące
- podkreślił Jacek Sasin.
Wicepremier w rządzie Mateusza Morawieckiego przyznał jednocześnie, że aby uratować polskie górnictwo trzeba będzie szukać również bardziej długoterminowych rozwiązań. Chodzi m.in. o doprowadzenie do sytuacji, w której PGG "nie będzie produkować węgla ponad miarę".
Można powiedzieć, że [PGG - red.] ma zapchane zwały, nie ma gdzie tego węgla składować, nie ma komu sprzedać. Do tego dochodzą zobowiązania finansowe, które trzeba spłacić
- tłumaczył wiceminister aktywów państwowych.
Jacek Sasin na antenie Telewizji Trwam został również zapytany o to, czy rok 2050 to realna data odejścia od węgla w polskiej polityce energetycznej. "Chcemy, żeby to było jak najpóźniej. Unia Europejska postawiła 2050 jako ten zakończenia używania węgla w energetyce. My chcemy, żeby to było dłużej, ale z wielu przyczyn osiągnięcie tego dłuższego okresu będzie trudne" - stwierdził.
Zarówno rząd, jak i branżowi eksperci podkreślają, że bez wdrożenia głębokich reform Polska Grupa Górnicza wkrótce zbankrutuje. Póki co, nie udało się jednak przyjąć programu naprawczego, który potencjalnie mógłby wyprowadzić polskie górnictwo z kryzysu.
Pod koniec lipca związkowcom z PGG miał zostać przedstawiony plan naprawczy. Do spotkania ze stroną rządową ostatecznie jednak nie doszło, bo górnicy uznali, że jego założenia są nie do zaakceptowania. Chodziło m.in. o zawieszenie na trzy lata wypłat czternastej pensji, a także uzależnienie 30 proc. wynagrodzeń od efektywności pracy.
W sierpniu Jacek Sasin powołał zespół, który ma opracować nową strategię dla reformy sektora. Odbyło się kilka spotkań ze związkowcami, ale - póki co - obydwu stronom nie udało się wypracować wspólnego stanowiska.
Na pewno nie zgodzimy się na pospieszne, takie "na rympał" likwidowanie kopalń, które nic wspólnego z interesem Śląska, interesem Polski, ludzi, których to będzie dotyczyć, nie ma
- mówił niedawno Bogusław Ziętek, przewodniczący WZZ "Sierpień 80" w rozmowie z Gazeta.pl
Tymczasem w przyszłym roku górnictwo będzie musiało zmierzyć się z kolejnym problemem. Jak wynika z doniesień dziennika "Rzeczpospolita", koncerny energetyczne chcą zamówić w naszych kopalniach o kilkanaście milionów ton węgle mniej, niż zakładano.
Ograniczenie popytu na polski węgiel potwierdzają również inne źródła. Według ustaleń portalu WysokieNapiecie.pl do 2023 r. zapotrzebowanie na węgiel energetyczny może spaść o 10 mln ton, czyli o jedną piątą krajowego wydobycia. Może to w praktyce oznaczać, że w 2035 r. w Polsce będą działać zaledwie dwie kopalnie węgla energetycznego.