Jak wynika z informacji portalu money.pl, rząd nie rezygnuje z planów pełnego oskładkowania umów zleceń. Zapowiedź takiej zmiany prawnej została zresztą zapisana już ponad rok temu w rządowym dokumencie - "Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2019-2022 r.".
Pierwotnie pełne oskładkowanie umów zleceń miało wejść w życie w 2020 r. Ostatecznie jednak zarzucono te plany. Nieoficjalnym powodem były wybory prezydenckie na horyzoncie, przed którymi reforma obniżająca wynagrodzenia części pracowników mogłaby nie działać pozytywnie na notowania prezydenta Dudy.
Teraz jednak wygląda na to, nic już nie stoi na przeszkodzie, by koncepcję zrealizować. W rozmowie z money.pl plany potwierdzili dwaj przedstawiciele rządu. Portal podaje, że nie wiadomo, kiedy nowe przepisy miałyby wejść w życie, donosząc, że "dziś jest już za późno, by zaczęły obowiązywać od nowego roku".
Pełnemu oskładkowaniu miałyby podlegać wyłącznie umowy zlecenia. Objęciu pełnymi składkami umów o dzieło ma sprzeciwiać się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (na umowach o dzieło pracuje wielu artystów).
Obecnie obowiązkowo ozusowane są wyłącznie umowy zlecenia, które łącznie opiewają na kwotę do wysokości minimalnego wynagrodzenia (w tym roku 2600 zł). Przykładowo, jeśli ktoś dziś z tytułu jednej umowy zlecenia zarabia 2600 zł brutto, a z kolejnej np. 3000 zł, to obowiązkowo oskładkowana jest tylko ta pierwsza.
Od drugiej nie są odprowadzane składki, wskutek czego zleceniobiorca dostaje więcej na rękę, a pracodawcę (zleceniodawcę) mniej kosztuje zatrudnienie takiej osoby. Przykładowo, nieoskładkowane 3000 zł na umowie zlecenie oznacza dla pracownika ponad 2550 zł na rękę, a oskładkowane o ok. 300 zł mniej. Z kolei dla pracodawcy ozusowana umowa zlecenie na 3000 zł to ponad 500 zł składek na ubezpieczenie społeczne dla danego pracownika.
Tożsame zasady obowiązują, jeśli dana osoba pracuje np. na podstawie umowy o pracę i dodatkowo umowy zlecenia. Jeśli z tytułu umowy o pracę dostaje przynajmniej najniższą krajową, umowa zlecenie nie musi być ozusowana. Jeśli ktoś prowadzi działalność gospodarczą i jednocześnie bierze umowę zlecenie, to nie musi płacić składek od tej umowy, chyba, że korzysta z preferencji w składkach ZUS w ramach swojej działalności (np. mały ZUS).
Gdyby wszystkie umowy zlecenia były oskładkowane, zawarcie takiego kontraktu byłoby mniej korzystne zarówno dla zleceniobiorcy (niższe wynagrodzenie netto), jak i dla zleceniodawcy (wyższe koszty zatrudnienia). Z drugiej strony, więcej odprowadzonych składek emerytalnych dla danej osoby to jej wyższe świadczenie w przyszłości.
W "Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2019-2022" zakładano, że pełne oskładkowanie osób na umowach zlecenia mogłyby przynieść ZUS-owi ok. 3,1 mld zł dodatkowych składek na ubezpieczenie społeczne. O tyle mniej do systemu emerytalnego musiałby dorzucić więc budżet centralny. Netto korzyści dla budżetu byłyby jednak o ok. 600 mln zł niższe, bo jednocześnie mniej ściągnąłby z podatku PIT (wyższe składki na ZUS to niższa podstawa opodatkowania, a tym samym niższa kwota podatku).
Gdyby umowy zlecenia zostałyby w pełni oskładkowane, gęsto tłumaczyć musiałoby się... Ministerstwo Finansów. Szef resortu Tadeusz Kościński zapewniał wielokrotnie, że nie będą podnoszone żadne daniny.
Dziwnie by było, gdybyśmy chcieli, żebyśmy konsumpcja nam rozwijała gospodarkę, i w tym samym czasie zabierali pieniądze z kieszeni podatników
- mówił niedawno w Polsat News.
Choć ewidentnych podwyżek podatków - typu typu podniesienia stawek VAT, PIT czy CIT - zapewne nie będzie, to jednak z naszych kieszeni będą wypływały w 2021 r. i następnych latach kolejne pieniądze w ramach innych nowych albo wyższych podatków i opłat.
Czytaj więcej: Za co wkrótce zapłacimy więcej? Nowe daniny, wyższe opłaty, koniec ulg