3 listopada odbędą się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie będą wybierać między ubiegającym się o reelekcję Donaldem Trumpem a kandydatem Partii Demokratycznej Joe Bidenem. Kampania wchodzi w decydującą fazę, dziś, we wtorek 29 września wieczorem (czasu wschodnioamerykańskiego) odbędzie się pierwsza debata rywali. Tego samego dnia rozpoczyna się misja obserwacyjna OBWE na wybory. Jej szefową jest Polka, Urszula Gacek - to pierwszy raz, kiedy przedstawiciel naszego kraju będzie przewodniczyć misji OBWE w USA.
Urszula Gacek, przewodnicząca misji obserwacyjnej OBWE na wybory prezydenckie w USA*: Misje OBWE w Stanach Zjednoczonych odbywają się od 2002 roku, dotyczą wszystkich wyborów, także tych w czasie kadencji, tak zwanych mid term elections. Ludziom nasza praca czasem kojarzy się tak, że w dniu wyborów pojawia się kilkanaście osób, które chodzą po lokalach wyborczych i robią notatki. Tymczasem zaczyna się to dużo wcześniej, ja obecną misję w USA rozpoczęłam na pięć tygodni przed wyborami. Patrzymy na cały proces, także na kampanię wyborczą. Potem jest oczywiście dzień wyborów, choć też w niektórych stanach głosowanie korespondencyjne już się zaczęło.
Zakładamy, że będzie znacznie więcej głosów oddanych korespondencyjnie i proces liczenia będzie dłuższy. Jeżeli jeden z kandydatów wygra wybory o włos, a potem głosy korespondencyjne przeważą na korzyść drugiego, można się spodziewać protestów wyborczych.
Tak, wtedy na Florydzie liczenie "spornych" głosów trwało wiele tygodni. To największy koszmar każdego obserwatora. W tym roku też wszystko się może zdarzyć. Atmosfera jest napięta. Z jednej strony pojawiają się zarzuty, że utrudnia się wyborcom oddawanie głosów - to jest główny zarzut Partii Demokratycznej. Natomiast Republikanie wyrażają duże obawy co do wyborów korespondencyjnych, chociaż w przeszłości nie mieli z tym takiego problemu i na przykład starsi republikańscy mieszkańcy Florydy chętnie z takiej formy głosowania korzystali.
To jest pewne novum w polityce amerykańskiej oraz czynnik, który dodaje intensywności i niepewności tym wyborom. Trzeba też pamiętać o tym, że poszczególne stany różnią się między sobą, jeśli chodzi o sympatie wobec głównych sił politycznych, a w przypadku niektórych wynik do końca może być zagadką. O ile, co do Kalifornii czy Nowego Jorku można być w zasadzie pewnym, że wygra tam kandydat Demokratów, to w Pensylwanii, Arizonie i Florydzie może być gorąco. Mamy więc emocje, które towarzyszą każdym wyborom, a do tego w tym roku COVID, potężne spowolnienie gospodarcze, wyjątkowo napiętą sytuację społeczną z protestami. To są Stany Zjednoczone, tutaj nawet sezon huraganowy i tornada czy pożary, takie jak teraz w Kalifornii, mogą mieć na ostatniej prostej wpływ, także w kwestiach technicznych dotyczących głosowania.
Musimy oceniać wybory w świetle dwóch rzeczy. Pierwszą z nich jest prawo ustanowione przez dane państwo - my nie dyskutujemy, czy wybory przez elektorów w Stanach Zjednoczonych to dobry pomysł, czy nie. Patrzymy, czy USA przestrzegają własnych praw i po drugie, czy przestrzegają standardów międzynarodowych. USA są zawsze skomplikowane, bo na poziomie federalnym, konstytucji, są bardzo ogólne ramy, które określają wiek wyborczy i tym podobne. Ale już poszczególne stany same decydują, czy ktoś, kto odbywa karę więzienia albo w przeszłości ją odbywał, może głosować. Także stany same decydują, czy głosy będą oddawane drogą korespondencyjną, jeśli tak, to czy na żądanie, czy z automatu, czy potrzebne jest do tego uzasadnienie obywatela wnioskującego o taką możliwość głosowania. Mamy tam 50 różnych jurysdykcji. Jakby tego było mało, na poziomie stanowym wiele funkcji administracji cedowanych jest na hrabstwa i niższe instancje. Dlatego zatrudniamy zespół najlepszych prawników, bo ktoś musi się wgryźć w zmiany, które pojawiają się w legislacjach, w tym roku jest wiele takich, które są dostosowaniem do COVID-19.
Każdy stan sam o tym decyduje i tak będzie w tym roku, niektóre mają taki zapis w swoich prawach stanowych. Obserwacja jest wyraźnie zabroniona lub ograniczona w Alabamie, Alasce, Arizonie, Connecticut, Florydzie, Kentucky, Luizjanie, Missisipi, Ohio, Oklahomie, Tennessee i Teksasie.
Ale to nie znaczy, że nie możemy obserwować sytuacji poza lokalem wyborczym, możemy na przykład zobaczyć, co się dzieje na poczcie. Monitorujemy też bardzo dokładnie media, mamy do tego specjalny zespół, który ocenia, ile czasu dane media poświęcają obu kandydatom i czy wypowiadają się o nich neutralnie, pozytywnie czy krytycznie. Rozmawiamy też z partnerami, agencjami rządowymi i organizacjami pozarządowymi, ale opinia na koniec jest nasza własna.
Niestety nie otrzymaliśmy od krajów członkowskich tylu obserwatorów, ilu byśmy chcieli. W misjach OBWE główny zespół, czyli ja, mój zastępca, główni eksperci jest międzynarodowy, rekrutowany i finansowany bezpośrednio przez centralę. To dlatego, żebyśmy byli niezależni od jakichkolwiek nacisków ze strony państw. Ale sami obserwatorzy długoterminowi przy danych wyborach są rekrutowani i opłacani przez państwa członkowskie. Polska w tym roku nie przysłała nikogo, nie prowadziła żadnej rekrutacji, choć być może zgłosi się jeszcze któryś z polskich parlamentarzystów ze zgromadzenia parlamentarnego OBWE jako obserwator krótkoterminowy OBWE - takie osoby obserwują głównie przebieg dniu wyborów i liczenie głosów.
Będziemy mieli 15 głównych zespołów po dwie osoby, to nieco mniej niż zakładaliśmy, ale w sytuacji pandemii jesteśmy szczęśliwi, że udało zebrać się tylu. Rozmieszczenie tych zespołów jest wyzwaniem logistycznym, każdy z nich będzie miał pod opieką dwa stany, a waszyngtoński zespół będzie obsługiwać stany sąsiednie. Do tego dochodzi około 20 ekspertów oraz parlamentarzyści ze Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE na sam dzień głosowania - zapewne ponad 100 osób.
Ja oprócz tego, że jestem twarzą misji, odpowiadam za komunikaty i raporty. Jeszcze przed wyborami opublikujemy wstępną analizę, dzień po wyborach wydamy raport "na gorąco", a ostateczny, z rekomendacjami, skończymy pisać około dwa miesiące po zakończeniu misji. Na miejscu planujemy być do połowy listopada, później będziemy sytuację obserwować na odległość, o ile nic nadzwyczajnego się nie wydarzy.
Tak jak wspominałam już, są zwykłe kwestie, takie jak przejrzystość finansowania kampanii wyborczej, do tego wyzwania wynikające z COVID-u, z konieczności prowadzenia na dużą skalę wyborów korespondencyjnych, czasem równolegle z tradycyjnymi. Jeżeli miałabym podsumować w jednym zdaniu to, co charakteryzuje te wybory, czego wcześniej nie było, to jest to bezprecedensowy, ostry polityczny spór o sam proces wyborczy i brak zaufania obywateli do tego procesu, na każdym poziomie. Ludzie zaczynają wątpić, czy będą mogli bez większego problemu oddać swój głos, czy ich głos zostanie właściwie policzony, czy dotrze na czas - takie obawy pojawiają się u zwolenników obu głównych partii politycznych. Z rozmów, które prowadziliśmy już wcześniej w tym roku, wynika, że Amerykanie chętnie zobaczą obserwatorów międzynarodowych u siebie.
Po części na pewno z temperatury dyskusji politycznej, w której po raz pierwszy przedmiotem stał się sam proces wyborczy. Poza tym, na brak zaufania wpływa niepewność, jaką wprowadził koronawirus. Przy wyborach od lat jako wolontariusze pracowały tysiące ludzi. Teraz, z powodu obaw związanych z COVID-em, część z nich się wycofuje. Może brakować ludzi doświadczonych w obsłudze wyborów. Do tego poczta pracuje mniej sprawnie.
Takie sprawy są na obrzeżu naszego zainteresowania, choć patrzymy też na szerszy klimat polityczny. Wydaje mi się, że nie będzie to miało większego znaczenia, jeśli chodzi o wynik wyborów. Ale możliwe są różne niespodzianki. W Stanach Zjednoczonych nigdy tak naprawdę nie wiadomo, co będzie wrzucone na koniec kampanii, tuż przed głosowaniem powszechnym. Poza tym są kwestie, którym przyglądają się amerykańskie służby, już poza naszymi możliwościami monitorowania oczywiście, takie jak ryzyko ingerencji obcych państw.
W czasie misji rzeczywiście pracujemy bardzo dużo, zawsze po sześć, a czasem siedem dni w tygodniu, to jest dyplomacja na sterydach. Ale my to lubimy, to bardzo nakręca. Jest to wielka przygoda, choć też jednocześnie ciężka praca. Ktoś ze znajomych zapytał mnie niedawno: "no chyba komuś kibicujesz?". Odpowiedziałam: tak, wyborcom, jak zawsze.
*Urszula Gacek to ekonomistka z wykształcenia (studia ukończyła na Uniwersytecie Oksfordzkim) i dyplomatka z dużym doświadczeniem, była stałą przedstawicielką RP przy radzie Europy (w latach 2011-2014), konsul generalną w Nowym Jorku (2014-2016). Jest też doświadczonym obserwatorem wyborów, w ostatnich latach kierowała już kilkoma misjami ODIHR (Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka - instytucja OBWE), a wcześniej była krótkoterminowym obserwatorem w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Działała również w polityce, była senatorką i eurodeputowaną z list PO.