Coraz więcej zakładów zgłasza do urzędów pracy zamiar przeprowadzenia zwolnień grupowych. Dane za sierpień, publikowane przez serwis Bankier.pl, wskazują, że pracę może stracić kilka tysięcy pracowników zatrudnionych w 19 firmach.
Najgorzej sytuacja wygląda w woj. mazowieckim, gdzie zwolnieniami mają zostać objęte aż 4933 osoby. W sierpniu zeszłego roku wskaźnik ten był znacząco niższy - dotyczył zaledwie 28 pracowników. Spory skok w zwolnieniach grupowych widoczny jest też w Wielkopolsce. Tu na bruk trafić może 1089 osób. W sierpniu 2019 roku masowe zwolnienia dotknęły zaledwie 19 osób. W jeszcze kilku województwach - warmińsko-mazurskim, świętokrzyskim, kujawsko-pomorskim zwolnionych grupowo ma być kilkukrotnie więcej osób, niż rok temu.
Portal wylicza, że wśród firm, które ogłosiły zamiar przeprowadzenia zwolnień grupowych, znaleźli się również giganci rynku. Wśród nich Tesco, które wycofuje się z Polski i chce zredukować kadrę o 900 osób do końca roku. Zwolnienia 400 osób zapowiedział też Carrefour, ale ich przeprowadzenie może się opóźnić ze względu na toczące się rozmowy ze związkami zawodowymi. "Do 400 osób" planuje też zwolnić Rafako, producent bloków energetycznych. Likwidację 250 stanowisk planuje też Polpharma.
Czytaj też: Rząd chwali się niskim bezrobociem. Ekspert: Pracę straciło 270 tys. osób. Aktywność zawodowa w dół
Wcześniej media informowały też o masowych zwolnieniach w innych dużych firmach - PG Silesia ma zwolnić 250 osób, sieć Hebe 290 osób, fabryka Opla w Gliwicach nawet do 500 osób.
Bezrobocie, według oficjalnych statystyk, od kilku miesięcy utrzymuje się na tym samym poziomie 6,1 proc. We wrześniu liczba osób zarejestrowanych w urzędach nawet delikatnie spadła - o 3 tys. Zdaniem minister Marleny Maląg to efekt działań rządu. - Dzięki wprowadzeniu tarczy antykryzysowej zmiany na rynku pracy nie są tak gwałtowne, jak jeszcze prognozowano w marcu. Poziom bezrobocia nie wzrósł drastycznie w okresie pandemii - twierdzi minister pracy.
Dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP, zwraca jednak uwagę na inne dane. Wedle nich w II kw. 2020 r. pracę straciło 270 tys. osób. Większość z nich pozostaje nieaktywna. Zdaniem eksperta powodem wzrostu osób, które są nieaktywne zawodowo, a mimo to nie poszukują pracy, jest epidemia COVID-19. "W normalnych czasach, kiedy biura pośrednictwa pracy funkcjonują normalnie i kiedy możemy bezpośrednio szukać pracy, te osoby, które zadeklarowały bierność zawodową, byłyby w dużej części zaliczone do bezrobotnych" - podkreśla ekspert.