Jeszcze dokładnie dwa tygodnie temu Ministerstwo Zdrowia informowało o 838 respiratorów "zarezerwowanych" dla pacjentów z COVID-19. Wówczas zajętych było 320. Według najnowszych danych z piątku 23 października obecnie zajętych jest 851 urządzeń.
9,5 tys. łóżek - tyle jeszcze dwa tygodnie temu wynosiła liczba szpitalnych łóżek dla osób z koronawirusem. Zajętych było 4,4 tys. Obecnie Ministerstwo Zdrowia informuje już o obłożeniu "covidowych" łóżek na poziomie niemal 10,8 tys.
Co to oznacza? Zapasy respiratorów i łóżek sprzed dwóch tygodni - które wtedy (przynajmniej według rządowych statystyk) były zajęte w ok. 40-45 proc. - dziś nie wystarczyłyby dla wszystkich potrzebujących hospitalizacji. To dobrze pokazuje, jak szybko niestety pogarsza się sytuacja epidemiczna w Polsce.
Rzecz jasna trzeba tu wziąć poprawkę na to, że Ministerstwo Zdrowia cały czas podkreślało, że "w razie potrzeby" kolejne zapasy sprzętu mogą być uwalniane. I tak się zresztą dzieje - stan na 23 października, według raportu resortu zdrowia, to ponad 18,4 tys. łóżek "covidowych" (a więcej niespełna 8 tys. jest jeszcze do dyspozycji) oraz 1393 respiratorów (czyli ponad 540 jeszcze wolnych).
Cały czas trwają także prace nad zwiększeniem liczby łóżek i respiratorów. W każdym mieście wojewódzkim mają powstać szpitale tymczasowe, minister zdrowia Adam Niedzielski mówił w piątek, że powiększą one infrastrukturę łóżkową o ok. 5 tys. łóżek. Niedzielski dodawał też, że "ambitny plan" postawiony przed nim przez premiera Morawieckiego to 30 tys. łóżek na koniec października.
Ale problem jest dramatyczny i minister Niedzielski mówił o nim w piątek otwarcie: "infrastruktury nie da się rozbudowywać w nieskończoność". Łącznie w Polsce mamy obecnie ok. 180 tys. łóżek szpitalnych i ok. 11 tys. respiratorów, a przecież inni pacjenci (chorzy, wymagający diagnostyki, kobiety w ciąży itd.) nie zniknęli. Poza tym gigantycznym problemem jest brak personelu medycznego - jest go w Polsce w zasadzie najmniej w Europie (w przeliczeniu na liczbę mieszkańców), a jeszcze jest dziesiątkowany m.in. przez kwarantanny i izolacje.
A to z kolei już zaczyna oznaczać problem z dostępem do leczenia zarówno osób z COVID-19, jak i z innymi schorzeniami. NFZ zaleca ograniczenie przyjęć planowych do minimum. Pilne zabiegi czy leczenie onkologiczne powinny zostać podtrzymane, ale rzecz jasna i tu pandemia może wiele namieszać.
Pojedyncze historie [o problemach z dostępem do leczenia - red.] muszą się pojawiać, jesteśmy dawno poza strefą komfortu
- przyznawał w piątek Niedzielski.
Problem z obecnym stadium pandemii w Polsce jest jeszcze jeden - aktualne obciążenie systemu opieki zdrowotnej jest niestety chyba tylko preludium do tego, co będzie się działo za kilka tygodni. Aby uświadomić sobie powagę sytuacji, warto przytoczyć słowa ministra zdrowia Adama Niedzielskiego ze środowego wystąpienia w Sejmie:
Z badań przeprowadzanych przez naszych ekspertów wynika, że mniej więcej 20-30 proc. spośród dziennej liczby nowo zakażonych osób trafi do szpitala. To oznacza, że przy tej liczbie zakażeń [10 tys. dziennie - red.] będziemy mieli dzienne obłożenie szpitalnictwa na poziomie 2-3 tys. nowych pacjentów. Spośród tych 2-3 tys. nowych pacjentów mniej więcej 10-20 proc. będzie potrzebowało wsparcia tlenowego, będzie wymagało opieki, wsparcia respiratora. Licząc codziennie 2 tys. osób, być może kolejne blisko 200 każdego dnia będzie w najgorszej sytuacji, będzie potrzebowało respiratora
Tak wygląda ściana, w stronę której szybko zmierzamy z obecną dynamiką zakażeń. Dla porównania - w ostatnim tygodniu codziennie liczba hospitalizowanych rosła o ok. 540 dziennie (w piątek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o rekordowym przyroście w ciągu doby - o 697 osób), dwa tygodnie temu było to ok. 240 dziennie, a niespełna miesiąc temu kilkadziesiąt.
Podobnie w przypadku respiratorów - dziś liczba tych urządzeń w użyciu rośnie w tempie ok. 44 dziennie, dwukrotnie wyższym niż dwa tygodnie temu.
A słowa ministra Niedzielskiego - i po prostu logiczne wyliczenia - wskazują, że przy obecnym poziomie notowanych zakażeń (a ten wszak cały czas rośnie!), za 2-3 tygodnie tempo przyrostu liczby klientów wymagających hospitalizacji i wsparcia respiratora będzie czterokrotnie wyższe niż dziś.
Słowem - liczba nowych zajmowanych łóżek i respiratorów w ciągu niespełna tygodnia będzie taka, jaką jeszcze miesiąc temu Ministerstwo Zdrowia uznawało za bezpieczny zapas - do zwiększenia "jeśli będzie potrzeba" - na całą epidemię. Bez bardzo silnego zahamowania przyrostu nowych zakażeń, Polska zderzy się ze ścianą niezwykle boleśnie.