W poniedziałek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o ponad 10 tysiącach nowych zakażeń w ciągu doby - to dane za niedzielę. W sobotę i w piątek raporty mówiły o ponad 13,6 tys. potwierdzonych przypadków. Wtedy też - w sobotę - na kwarantannie znajdowało się najwięcej jak dotąd osób - dokładnie 478 761.
Tym samym wskaźnik ten zbliżył się do pół miliona. Nie jest tak, że on tylko rośnie - na przykład przez kolejne dwa dni spadał - ale nadal jest to ponad 440 tys. (stan na poniedziałek to 445 991). Oznacza to wzrost w ciągu tygodnia o 46 proc., od momentu przekroczenia granicy 400 tys. (16 października) o 43 proc., a od początku października aż o 220 proc.!
Jeśli spojrzeć na dane dotyczące osób, których objęła kwarantanna od początku epidemii w Polsce, widać, że kilkanaście temu zaczęło ich gwałtownie przybywać. Wtedy też przekroczony został poziom z końca marca, kiedy w izolacji znajdowało się ponad 270 tys. osób - z tym, że ponad 60 proc. z nich stanowili wracający z zagranicy.
Obecnie obowiązku kwarantanny dla przyjeżdżających do kraju polskich obywateli nie ma - choć nie można wykluczyć, że się pojawi (wprowadzają go inni, na przykład Niemcy dla niektórych kierunków przyjazdów). Mimo tego, oraz pomimo, że warunki kwarantanny z początkiem września zostały złagodzone (trwa krócej, 10, a nie jak w pierwszych miesiącach pandemii 14 dni), obowiązek odosobnienia dotyczy ogromnej liczby osób.
Nie wiemy wprawdzie, kim dokładnie są, jaka jest ich struktura wiekowa i jaki odsetek wśród nich stanowią pracujący, ale takie odosobnienie ma wpływ na gospodarkę. I to nie tylko ten bezpośredni, objawiający się utrudnieniami w zakładach pracy, w których na kwarantannę przejdzie istotna część załogi.
- Wielokrotnie sygnalizowałem, że silny wzrost liczby osób na kwarantannie, zwłaszcza tych, które nie mogą wykonywać swojej pracy zdalnie, będzie negatywny dla konsumpcji poprzez niższe dochody tych osób oraz pogorszenie nastrojów konsumenckich - mówi Next.gazeta.pl Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole w Polsce. Kwarantanna dla pracownika oznacza wynagrodzenie takie, jak w przypadku chorobowego - czyli na poziomie 80 proc. "zwykłej" pensji - o ile są zatrudnione na podstawie umowy o pracę.
Ekspert zauważa jedną ważną rzecz: izolowanych wcale nie musi przybywać, a ma to związek z tym, że dziś (poniedziałku 26 października) większość uczniów przeszła już na edukację zdalną.
- Biorąc pod uwagę efekt obostrzeń i spodziewane ustabilizowanie liczby zakażeń, sądzę, że jesteśmy blisko maksimum i pewnie przez jakiś czas utrzymamy się w okolicach 400 tys. Ale będzie to zapewne krótki czas, bo proszę zwrócić uwagę na to, że na kwarantannę miał wpływ “akcelerator szkolny”, a więc sytuacja w której jeden zakażony uczeń “wpycha” w kwarantannę wiele osób. Teraz większość uczniów jest już na nauczaniu zdalnym i spodziewam się, że w najbliższych dniach liczba osób na kwarantannie spadnie - uważa Borowski.
Ale to broń obosieczna - bo obostrzenia, choć powinny wpłynąć na zmniejszenie liczby skierowanych do izolacji osób, to w gospodarkę przecież uderzają.
- Mamy tutaj do czynienia z pewną substytucją. Jeżeli nie wprowadzamy obostrzeń, to działamy na konsumpcję negatywnie poprzez kwarantannę. Jeżeli zaś obostrzenia są, to wprawdzie zmniejszamy liczbę osób na kwaratannie, ale działamy negatywnie na konsumpcję poprzez te restrykcje - podkreśla główny ekonomista Credit Agricole.