Podczas środowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki powiedział, że to m.in. z podatków od polskich podatników ratowana jest polska gospodarka w czasie pandemii. Dodawał, że "nie ma zasadniczego związku pomiędzy tym, że jesteśmy w trudnym położeniu gospodarczym" a tym, że rząd planuje wprowadzać nowe daniny. Odrzucił plany przełożenia części zmian na później.
Można się wyzłośliwiać nad reprezentantami Zjednoczonej Prawicy. Choćby nad Morawieckim, który jeszcze niespełna pół roku temu przedstawiał prezydenta Andrzeja Dudę jako "gwaranta braku podwyżek podatków". Albo nad ministrem finansów Tadeuszem Kościńskim, który np. twierdził, że "dziwnie by było, gdybyśmy chcieli, żeby konsumpcja nam rozwijała gospodarkę, i w tym samym czasie zabierali pieniądze z kieszeni podatników". Albo nad wiceministrem finansów Piotrem Patkowskim, który przekonywał, że rząd nie wprowadza nowych podatków, tylko opłaty, a to przecież co innego.
W każdym razie w 2021 r. trzeba przygotować się na podwyżki podatków, danin, opłat itd. Niezależnie jak się je będzie nazywać - będą drenować nasze portfele.
Od 1 stycznia 2021 r. na fakturach za prąd - nie tylko milionów gospodarstw domowych, ale też firm - znajdzie się nowa pozycja. Będzie to tzw. opłata mocowa.
W najbliższych dniach Urząd Regulacji Energetyki poinformuje o dokładnej wysokości tej opłaty, natomiast z szacunków ekspertów wynika, że wskutek jej wprowadzenia zapłacimy za energię o ok. 7-10 proc. więcej w skali roku. Dla "przeciętnego" gospodarstwa domowego może to oznaczać o ok. 100 zł więcej w skali roku (choć oczywiście wszystko będzie zależało od zużycia energii w konkretnym domu czy zakładzie pracy). Mniej więcej można liczyć, że zapłacimy za energię jak za dodatkowy miesiąc - dostawcy energii dostaną od nas "trzynastkę".
Wpływy z opłaty mocowej mają być przeznaczone m.in. na budowę nowych elektrowni i modernizację obecnych. Opłata ma także zachęcać do samodzielnej produkcji energii dzięki korzystaniu z własnych instalacji (np. fotowoltaicznych).
Od 1 stycznia 2021 r. obowiązywać będzie także opłata cukrowa. Formalnie zapłacą ją producenci napojów i hurtownie (podmioty wprowadzające napoje na rynek), ale wszystko wskazuje na to, że będzie ona ujęta w cenach na sklepowych półkach. Wpływy z opłaty cukrowej mają przede wszystkim zasilać budżet Narodowego Funduszu Zdrowia.
Opłata cukrowa może podnieść cenę napojów słodzonych o kilkadziesiąt procent. Konkretnie, ma ona wynosić przynajmniej 50 gr za każdy litr. "Przynajmniej", bo jeżeli w napoju będzie więcej niż 5 g cukrów na 100 ml produktu, opłata będzie jeszcze wyższa - o 5 gr za każdy dodatkowy gram cukru w litrze napoju. Kolejne 10 gr opłaty na litr ma być nałożone na napoje z dodatkiem tauryny lub kofeiny.
Premier Mateusz Morawiecki tłumaczy, że opłata cukrowa ma nas zniechęcić do konsumpcji niezdrowych, słodzonych napojów oraz że nie jest to żadne novum, bo taka danina jest powszechna "na najbardziej dojrzałych rynkach".
Z drugiej strony, część ekonomistów - np. dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP - mówi o rządowej taktyce polegającej na "szukaniu wroga". Nie dotyczy to zresztą tylko opłaty cukrowej - inne nowe daniny czy zmiany w przepisach w 2021 r. również są tłumaczone względami prozdrowotnymi, sprawiedliwości czy wyrównywania szans.
Ostatnio popularnym terminem są tzw. podatki sektorowe. Podatek bankowy, od handlu detalicznego, cukrowy, nagle wzrosła radykalnie akcyza na alkohol i papierosy. Rząd będzie szukał takich podatków sektorowych, gdzie można znaleźć jakieś uzasadnienie zdrowotne lub antagonizować pewne grupy. Banki albo wielkie sieci detaliczne "siedzą na pieniądzach" - można je obciążyć. Tylko przeciętny obywatel nie wie, że na końcu to się odbija w inflacji, wyższych opłatach
- mówił niedawno w Gazeta.pl dr Dudek.
Kolejną daniną, która ma wyjść na zdrowie zarówno Polakom, jak i finansom publicznym, jest opłata od "małpek". Ona także ma zacząć obowiązywać od początku 2021 r. Również w tym przypadku formalnie zapłacą ją podmioty wprowadzające "małpki" (tj. napoje alkoholowe w butelkach o pojemności do 300 ml) na rynek, ale zapewne koszty ostatecznie poniosą klienci. Wpływy z opłaty mają zasilić NFZ oraz budżety gmin.
Opłata za "małpki" ma wynosić 25 zł na każdy litr 100-procentowego alkoholu. Przykładowo, dodatkowa opłata od buteleczki 200 ml wódki 40 proc. wyniesie 2 zł.
Na przynajmniej kilkanaście miliardów złotych dodatkowych wpływów rząd liczy w związku z reformą Otwartych Funduszy Emerytalnych, do której ma dojść w połowie 2021 r.
Rząd chce przemalować OFE na nowe Indywidualne Konta Emerytalne, dodając do nich możliwość swobodnego dysponowania środkami po ukończeniu 60. roku życia. Rząd nazywa to "prywatyzacją" pieniędzy z OFE - dziś bowiem kapitał z OFE wędruje ostatecznie do ZUS i podnosi kwotę emerytury.
Za tę "usługę" rząd chce zainkasować 15 proc. środków zgromadzonych na OFE. Jako że obecnie ok. 15,5 mln członków OFE ma na nich łącznie ok. 117,5 mld zł (dane KNF na koniec października br.), to daje to średnio ok. 7,6 tys. zł na osobę. Po pobraniu 15-procentowej opłaty przekształceniowej zostałoby o ponad 1,1 tys. mniej. Rząd przekonuje, że w zamian za to, że zapłacimy 15-procentową opłatę dziś, w przyszłości wypłacone środki nie będą już opodatkowane.
Jednocześnie jest możliwe uniknięcie opłaty przekształceniowej - gdy złoży się stosowne żądanie, aby środki z OFE powędrowały na konto w ZUS. Wówczas te środki powiększą emeryturę z ZUS w przyszłości. Zgodnie z obecnym stanem prawnym, emerytury są opodatkowane podatkiem PIT.
Rząd wciąż toczy batalię z europejskimi instytucjami w sprawie podatku handlowego, ale Ministerstwo Finansów liczy, że w 2021 r. w końcu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ostatecznie da zielone światło na jego stosowanie.
Podatek handlowy ma zostać nałożony na sieci handlowe i wynieść 0,8 proc. od przychodu 17-170 mln zł miesięcznie, albo 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie.
Podobnie jak w przypadku opłaty od "małpek" czy opłaty cukrowej, a wcześniej np. podatku bankowego, to nie konsumenci bezpośrednio będą obciążeni nową daniną. Bardzo prawdopodobne jednak, że przedsiębiorcy będą sobie odbijać ją w cenach produktów.
Prawdopodobne w 2021 r. jest także obłożenie podatkiem CIT spółek komandytowych. Rząd tłumaczy, że przepisy mają uderzyć w nieuczciwe firmy, ale eksperci podatkowi przekonują, że to margines, a w rzeczywistości zmiany uderzą przede wszystkim w kilkadziesiąt tysięcy rodzinnych firm.
Obecnie spółki komandytowe nie są objęte CIT-em, za to wspólnicy płacą podatek liniowy PIT 19 procent. Po zmianach najpierw spółka komandytowa zapłaciłaby podatek CIT, a później jej wspólnicy PIT.
Ustawa o "oCITowaniu" spółek komandytowych przeszła już przez Sejm. Możliwe, że w Senacie zaproponowane zostaną poprawki do ustawy, ale ostateczny głos w sprawie dokumentu będzie miał jednak Sejm, a potem prezydent Andrzej Duda.
W październiku Sejm przegłosował także ustawę w dużej mierze uszczuplającą grono osób, które mogłyby skorzystać z tzw. ulgi abolicyjnej. Te przepisy nie weszły jeszcze w życie, ale jest prawdopodobne, że w 2021 r. zaczną już obowiązywać.
W największym skrócie - ulga abolicyjna pozwala polskim podatnikom pracującym za granicą podlegać korzystnej metodzie unikania podwójnego opodatkowania w Polsce.
Propozycja zakłada, że choć ulga nie zostanie zlikwidowana, to jej znaczenie dla większości podatników będzie marginalne. Ulga ma być limitowana do kwoty 1360 zł. Można zatem uznać, że ulgi faktycznie nie będzie. Różnicę pomiędzy podatkiem obliczonym według skali w Polsce a podatkiem zagranicznym (o ile będzie ze względu na znacznie wyższą niż w Polsce kwotę wolną od podatku) oraz kwotą 1360 zł będzie trzeba dopłacić do polskiego fiskusa
- komentuje Anna Misiak, doradca podatkowy, partner i szef Zespołu Podatków Osobistych i Doradztwa dla Pracodawców w MDDP. Propozycja Ministerstwa Zdrowia oznacza nie tylko wyższe obciążenia dla osób pracujących za granicą, ale także różnicuje podatników pod względem kraju, w którym zarobkują.
W 2021 r. podniesione mogą zostać także niektóre podatki lokalne, zależne co do wysokości (i w ogóle woli poboru) od poszczególnych gmin. Z ok. 125 do 130 zł może pójść w górę maksymalna roczna kwota tzw. podatku od psa.
W górę w 2021 r. nawet o 3,9 proc. może pójść także podatek od nieruchomości. Taka sama skala podwyżki dotyczy także maksymalnej wysokości m.in. opłaty targowej i uzdrowiskowej.
Od początku 2021 r. z 22,70 zł do 24,50 zł w górę pójdzie miesięczna opłata abonamentowa za użytkowanie telewizora albo telewizora i radia.
Nieco więcej zapłacą także przedsiębiorcy w ramach składek ZUS. Nie będzie to wzrost tak duży jak w poprzednich latach, ale można szacować (ostateczną kwotę poznamy w połowie stycznia 2021 r.), że tzw. duży ZUS wyniesie nieco ponad 1450 zł (dziś ok. 1431 zł).
Dla uczciwości należy dodać, że z rządu docierają także sygnały o planach pozytywnych zmian fiskalnych. Przykładowo, niewykluczona jest ulga podatkowa dla emigrantów powracających do Polski. Rząd podnosi też próg dla ryczałtowego rozliczania podatku CIT oraz wprowadza tzw. estoński CIT. Wprawdzie opinie o tym ostatnim rozwiązaniu są podzielone, ale dla części firm może to być w perspektywie lat atrakcyjne rozwiązanie.