Epidemia koronawirusa faktycznie ustępuje, czy obraz sytuacji wygląda lepiej wyłącznie przez zmianę sposobu raportowania i prezentowania danych? Michał Rogalski, twórca obywatelskiej bazy danych o koronawirusie i autor "Epidemii w liczbach" w Gazeta.pl, goszcząc w programie "Studio Biznes" nie krył zastrzeżeń wobec ostatnich działań resortu zdrowia.
- Bardzo dużo błędów, bardzo dużo nieprawidłowości i takie w ostatnich tygodniach dość luźne podejście ministerstwa do danych niestety spowodowały, że nie tylko ja, ale i wiele osób, które na bieżąco śledzi dane epidemiczne, po prostu przestało im ufać - stwierdził.
Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" stwierdził, że wykorzystuje i inne narzędzia do prognozowania rozwoju epidemii. Jednym z istotnych narzędzi, chociaż może wydawać się to nietypowe, jest Google Trends. To ogólnodostępny serwis prezentujący zmiany w popularności danej frazy.
- Nasza metoda pozwala przejść obok wątpliwości dotyczących liczby testów czy tych dotyczących sposobu raportowania - wyjaśnia. - Gdy na wykresie widać dane z datą np. 11 grudnia, oznacza to, że wyszukiwanie w Google "utraty węchu" czy "utraty smaku" odbyło się dwa tygodnie wcześniej wobec tej daty - dodał. Dwa tygodnie to czas opóźnienia w danych Google Trends.
Fraza 'utrata węchu' w Google Trends Google Trends
Fraza 'utrata smaku' w Google Trends Google Trends
Czytaj też: Nowa prognoza, otwarcie galerii z niewielkim wpływem na rozwój epidemii w Polsce [WYKRES DNIA]
Ekonomista odniósł się też do spadającej liczby przeprowadzanych testów. - W tej sytuacji, gdy fala zakażeń opada, to liczba badań także będzie spadać. Zatem spadająca liczba testów jest dla nas potwierdzeniem spadku liczby faktycznych zakażeń - wyjaśnił. Dodał, że istotne znaczenie ma odsetek testów pozytywnych. - Gdy zaczął się najpierw stabilizować, a potem spadać, to dla nas był to sygnał potwierdzający spadek liczby zakażeń - zarówno potwierdzonych, jak i faktycznych - wyjaśnił Bujak.
Do kwestii liczby przeprowadzanych testów odniósł się też przed kilkoma dniami Adam Niedzielski, minister zdrowia. W szczycie pandemii było ich nawet 60 tys. dziennie, później ta wartość znacznie spadła, ostatnie dane mówią o ponad 40 tys. testów. Skąd te różnice?
"O tym, ile mamy wykonywanych w Polsce testów, w przeważającej mierze decyduje liczba zleceń wystawianych przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Im więcej pacjentów objawowych zgłasza się do przychodni czy na teleporadę, tym więcej testów" - wyjaśniał Niedzielski.