MZ w związku z COVID zmieniło prawo dotyczące rezydentów. Przepisy objęły... pięciu lekarzy

Kacper Kolibabski
Ministerstwo Zdrowia, by pomóc w walce z COVID-19, zmieniło przepisy dotyczące lekarzy, którzy wybierają się na specjalizację, czyli przyszłych rezydentów. Nowe prawo pozwala wojewodzie skierować lekarza na nawet sześcioletnie szkolenie specjalizacyjne do szpitala, gdzie brakuje personelu, z pominięciem postępowania kwalifikacyjnego. Przepisy wprowadziły sprzeciw, popłoch i chaos w środowisku lekarskim. Wszystko po to, by ostatecznie objęły one zaledwie pięciu z kilku tysięcy lekarzy, których dotyczą.

Gdy pod koniec października MZ nagle zmieniło przepisy, w środowisku lekarskim pojawił się strach. Tysiące lekarzy rezydentów (w zeszłorocznej kwalifikacji udział brało 4 tys. lekarzy) miało zostać zesłanych do szpitali tylko według uznania wojewody. Przepisy jednak na pierwszy rzut oka nie były kontrowersyjne, bo kierowały lekarzy rezydentów do odbywania szkolenia w szpitalu, gdzie brakuje personelu. W trakcie pandemii wydawało się to dość naturalnym krokiem, ale tylko pozornie.

Po pierwsze przepisy powielały ustawę, która umożliwia odesłanie medyków do pracy przy COVID-19 na okres trzech miesięcy w związku z pandemią.

Po drugie, kierując lekarzy w tym trybie, MZ pozbawia rezydentów części wynagrodzenia w postaci dodatku covidowego, który przysługiwałby im w przypadku skierowania na podstawie ustawy o chorobach zakaźnych.

Po trzecie, lekarz rezydent przypisany do szpitala nie ma realnych szans zmienić go przez następne pięć lat, jeśli chce ukończyć szkolenie specjalizacyjne.

Po czwarte, zmiany nie miały merytorycznego uzasadnienia, gdyż lekarzy brakuje w każdym szpitalu w Polsce.

Od wielu lat samorząd lekarski wskazuje na narodowy kryzys kadrowy, czego wyrazem była m.in. kampania "Polska to Chory Kraj" realizowana przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie oraz kampania #LeczymyMimoWszystko

- poinformował nas dr Michał Bulsa, członek Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej.

Medyków potraktowano jak niewolników, ich wyniki i praca, które wkładali przez lata w arcywymagające kształcenie w swojej profesji, miały zostać zupełnie zignorowane, co przybliżył w naszym wywiadzie jeden z rezydentów, którego dotyczyła sprawa.

Zobacz wideo Jak wygląda codzienna praca medyków?

Lekarze krytykują zmiany przepisów

Izby Lekarskie w całym kraju krytykowały zmiany.

Uważamy, że przepis pozwalający kierować lekarzy do odbywania całej specjalizacji niezgodnie z preferencją lekarza jest skandaliczny. W przypadku wystąpienia stanu epidemii Wojewoda dysponuje przecież uprawnieniami do kierowania do zwalczania epidemii lekarzy na okres 3 miesięcy

- napisała nam Okręgowa Rada Lekarska.

Problem związany z możliwością kierowania lekarzy przez Wojewodę do odbywania szkolenia specjalizacyjnego w jednostce akredytowanej, w której występuje szczególnie duże zapotrzebowanie na udzielanie świadczeń zdrowotnych, z pominięciem kryteriów określonych w treści § 7 ust. 1 rozporządzenia w sprawie specjalizacji lekarzy i lekarzy dentystów, budził sprzeciw organów samorządu zawodowego już na etapie prac legislacyjnych

- poinformowała Okręgowa Izba Lekarska Kraków. Oficjalnie oświadczenia wydały także warszawska i łódzka OIL.

Lekarze natomiast byli przerażeni, że będą musieli przeprowadzić się lub dojeżdżać do pracy nawet 150 km każdego dnia. Obawy były uzasadnione, bo na praktykach lekarskich jest to dość powszechne - z tym że trwają one 13 miesięcy, a nie cztery do sześciu lat. 

Ministerstwo Zdrowia nieudolnie próbuje zgasić pożar

MZ w reakcji na oburzenie środowiska lekarskiego wydało oświadczenie, że wojewodowie będą kierować się kryterium miejsca zamieszkania. Tym samym resort wykazał się całkowitym niezrozumieniem problemu i obaw rezydentów. Kłopoty sprawiają bowiem nie tylko dojazdy, ale także konieczność uczenia się w innej placówce niż lekarz sobie wybrał. Poziom szkolenia może być przecież różny w zależności od szpitala, a lekarze przez co najmniej siedem lat pracowali, by dostać się do najlepszych dla siebie placówek.

Prezydium NRL podkreślało, że miejsce odbywania specjalizacji wybiera się z wielu względów w tym: warunków pracy, dojazdu, warunków kształcenia, możliwości rozwoju naukowego i wielu innych

- argumentowało prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej podczas swojej interwencji w urzędach wojewódzkich i Ministerstwie Zdrowia, o czym kilka akapitów niżej.

MZ, chcąc uspokoić lekarzy, poinformowało, że umożliwi zmianę szpitala w ciągu pół roku od rozpoczęcia szkolenia. Znów wykazano się fundamentalnym niezrozumieniem problemu, bo obecnie taką zmianę można wykonać po 12 miesiącach. Przyspieszenie procesu o sześć miesięcy to tylko maskowanie absurdów nowych przepisów. Problemem bowiem jest, nie czas, a to, że żaden konsultant nie wyrazi zgody na zmianę miejsca rezydentury (bo personelu brakuje wszędzie), a MZ nawet nie przebąkiwało o sfinansowaniu dodatkowych miejsc szkoleniowych. Gdy zaadresowałem problem, został on w naszej korespondencji z resortem zdrowia zwyczajnie przemilczany.

Ponadto możliwość zmiany po pół roku to żadna łaska, bo lekarze kierowani do walki z epidemią mogą wrócić do wykonywania swoich codziennych obowiązków już po okresie trzech miesięcy. I to bez żadnych problemów, próśb i walki o miejsce na rezydenturze.

Całe zamieszanie po to, by ostatecznie przepisy objęły zaledwie kilku lekarzy

Ministerstwo Zdrowia poinformowało nas, że przepisy, o których mowa zostały wprowadzone na tzw. wszelki wypadek. Całe to zamieszanie i straszenie lekarzy przymusową zsyłką okazało się jedynie przepisami awaryjnymi, które, jak podkreślę po raz kolejny, regulowały już inne przepisy. I to w dużo korzystniejszy dla lekarzy sposób. 

Wojewodowie jednak w pierwszej chwili ochoczo skorzystali z tej opcji na "wszelki wypadek". Skontaktowałem się z paroma lekarzami, ale okazało się, że sprawa nieco się przedawniła. Lekarzy rzeczywiście kierowano do odbywania specjalizacji w innym szpitalu, niż sami wybrali i w kilku przypadkach były to placówki oddalone o co najmniej 120 km od miejsca ich zamieszkania. Wojewodowie nie brali więc pod uwagę miejsca zamieszkania mimo obietnic resortu zdrowia. Szybko jednak podjęto interwencję między innymi w Komisji ds. Młodych Lekarza działającej przy NRL. 

Zgłoszeń na temat nieprawidłowości było wiele. Naczelna Rada Lekarska skontaktowała się więc z urzędami wojewódzkimi i Ministerstwem Zdrowia, dzięki czemu sytuacja powróciła do normy - zamiast samowolki uznano wyniki kwalifikacji na szkolenie specjalizacyjne.

Jako Prezydium NRL wskazaliśmy, że jest to omijanie ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych, w których jest jednoznaczny tryb delegowania medyków do pracy przy pandemii również w jednostkach, w których występują niedobory kadrowe. 

- poinformował nas przywoływany już wczesnej dr Michał Bulsa, który jest nie tylko członkiem Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, ale także Przewodniczącym Komisji ds. Młodych Lekarzy NRL. 

Ostatecznie według danych przekazanych nam przez MZ jedynie dwóch lekarzy "w województwie dolnośląskim zostało skierowanych do odbywania szkolenia specjalizacyjnego niezgodnie z ich preferencjami z powodu konieczności skierowania ich do jednostki akredytowanej, gdzie występuje szczególnie duże zapotrzebowanie na lekarzy - na podstawie § 7 ust 1a i 1b rozporządzenie w sprawie specjalizacji lekarzy i lekarzy dentystów". Rozważane było także oddelegowanie trzech lekarzy z woj. podlaskiego i jak przekazała nam urząd wojewódzki, wojewoda skorzystał z tej możliwości. W finalnym rozrachunku więc przepisy zostały zastosowane wobec pięciu z kilku tysięcy lekarzy biorących udział w kwalifikacji na szkolenie specjalizacyjne.

Prezydium NLR wykazało, że nowe przepisy to omijanie ustawy, ich argumenty zostały uwzględnione, a decyzję wojewodów cofnięto, co oznacza, że Ministerstwo Zdrowia samo przyznało, że popełniło absurdalny błąd, przed którym było przestrzegane. Stracono czas i wysiłek na opracowanie przepisów, które nie mają racji bytu. Do tego wciąż marnowane są zasoby, gdyż MZ pracuje nad przepisami, które mają ułatwić zmianę miejsca odbywania rezydentury. Co zastanawiające, resort potrzebuje na to kilku miesięcy.

Nie jestem w stanie ocenić, czy to dużo, czy mało, ale z pewnością ten czas można by poświecić na rzeczy bardziej produktywne niż przepisy, które mają zastosowanie do zaledwie pięciu z kilku tysięcy lekarzy biorących udział w kwalifikacji do lekarskiego szkolenia specjalizacyjnego. Do pięciu lekarzy, którzy mogli otrzymać jak każdy inny lekarz skierowanie do pracy przy COVID-19 na podstawie wcześniej już przyjętych przepisów z ustawy o chorobach zakaźnych. 

Więcej o: