Piotr Bielski, ekonomista: Wciąż wierzę, że to będzie rok poprawy i wychodzenia z zapaści.
Bo trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że to wychodzenie z zapaści, to może być drogą mocno wyboista. Główną przeszkodą może być przedłużająca się walka z pandemią. W takim scenariuszu ryzykiem jest, że to, co udało się dotychczas ochronić na rynku pracy, może zostać zaprzepaszczone.
Rzeczywiście, gdy pod koniec 2020 pojawiały się informacje o zaskakująco szybkim wyprodukowaniu szczepionki, to wśród ekonomistów zaczął szybko rosnąć optymizm, a wraz z nim prognozy wzrostu. My też rewidowaliśmy nasze oczekiwania w górę.
Jest dużo znaków zapytania, co do tego jak sprawnie ten proces będzie w praktyce przebiegał. To wynika nie tylko z wydolności systemu, z przygotowania państwa i instytucji, ale także nastawienia społeczeństwa. Dla mnie jednak dużym szokiem jest to, jak duży odsetek społeczeństwa zastanawia się, czy się w ogóle zaszczepić. To, że blisko 50 procent Polaków jest krytycznie nastawionych do szczepień przeciwko COVID-19, może okazać się główny problemem w odbudowywaniu wzrostu gospodarczego.
Batalia toczy się teraz o to, żebyśmy pozbyli się obaw o kolejne lockdowny. Jeżeli nie pozbędziemy się strachu o to, że będą wprowadzane nowe obostrzenia, to kłopoty z pandemią przeciągną się na kolejny sezon zimowy i to byłby bardzo czarny scenariusz.
Dziś zdecydowanie nie jest to nasz scenariusz bazowy. Wciąż zakładamy, że w drugiej połowie roku osiągamy tak wysoki poziom zaszczepienia, który pozwali nam uniknąć surowych restrykcji jesienią. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale jest wciąż możliwe. Na pewno będzie to wymagało wyraźnego zwiększenia tempa szczepień w Polsce.
Akurat to, że będzie obniżona aktywność gospodarcza w pierwszym kwartale, to było w miarę przewidywalne i należało się tego spodziewać już późną jesienią. Te obecne fale pandemii są dużo łagodniejsze gospodarczo niż wiosną 2020, bo wówczas prawie wszystkie branże gospodarcze stanęły w miejscu, zamarł również popyt krajowy, zagraniczny i przemysł. Dziś wyłączona jest znacznie mniejsza część gospodarki. Kolosalną różnicą jest też to, że przemysł, który wiosną stanął w miejscu, teraz się rozwija szczególnie w Polsce.
Bardzo ważne jest to, że mamy bardzo duży popyt zagraniczny. Gospodarka europejska korzysta z tego, że Azja nie przechodzi tej kolejnej fali pandemii tak gwałtownie, jak wiosną 2020 roku. Niemcy mają na przykład obecnie bardzo duży popyt z rynku azjatyckiego, więc to jest ta zasadnicza różnica.
W 2021 roku bardzo dobrze będzie widać pułapkę, w jaką wpadamy, patrząc na dynamikę różnych wskaźników rok do roku. W 2021 nawet jeśli będzie źle gospodarczo, to tempo wzrostu rok do roku będzie wyglądało na pierwszy rzut oka bardzo dobrze, bo w 2020 przecież były ogromne spadki. Nie ma siły, tempo wzrostu PKB w 2021 będzie dodatnie, co dla laika będzie wyglądało optymistycznie. Na pozór dobre wskaźniki mogą nas zwodzić na manowce, jednak jeżeli wzrost PKB w całym 2021 roku będzie poniżej 3 proc., to będzie naprawdę słaby rok.
Według mnie to się nie wydarzy, bo nie będzie takiej potrzeby. W zasadzie wszyscy przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej do połowy grudnia zgodnie twierdzili, że ujemne stopy w Polsce nie są potrzebne i mówili to nawet, gdy sytuacja gospodarcza było dużo trudniejsza. Dziś, gdy poprawiły się prognozy, tym bardziej ujemne stopy nie są potrzebne. Tym bardziej że są duże kontrowersje natury prawnej, czy w świetle polskiego prawa można coś takiego zrobić.
Doświadczenia globalne są takie, że tego jednak nie należy robić. Efekty ujemnych stóp w dużej mierze generują bańki na rynkach aktywów i mocny spadek rentowności sektora bankowego. Polityka pieniężna przy ujemnych stopach staje się często kontrproduktywna i zamiast stymulować gospodarkę do wzrostu, może osłabiać ten potencjał. Banki nie są w stanie generować kredytu, który pomagałby wychodzić gospodarce wychodzić z dołka.
Nie do końca rozumiem działanie banku centralnego w końcówce 2020 roku. Jedyne rozsądne uzasadnienie, jakie znajduję, to próba wygenerowania zysku na koniec roku, który z kolei zasili budżet państwa. Ja to traktuję, jak rzucenie pewnego cienia niepewności na rynek, żeby pod koniec roku osłabić złotego.
Pamiętajmy, że prezes NBP zaczął jednak swoją wypowiedź od tego, że dziś stopy są na właściwym poziomie, a w pierwszym kwartale zastanowimy się być może nad ich obniżeniem. Ja nie widzę osobiście żadnego powodu dla takich działań, bo koszt kredytu nie jest dziś żadnym problemem dla firm. Barierą jest dostępność kredytu, a dalsze obniżanie stóp wcale nie zwiększy tej dostępności, tylko może ją zmniejszyć.
W ożywienie gospodarcze w 2021 roku będziemy wchodzili powoli. Pozytywnym zjawiskiem jest to, że na rynku pracy nie wystąpiły bardzo duże trwałe zniszczenia. Bezrobocie wzrosło, ale jednak nieznacznie, co jest skutkiem programów pomocowych rządu. To był z góry nakreślony plan ratowania głównie miejsc pracy, jednak efektem ubocznym jest to, że firmy mają obecnie nadwyżki pracujących. My mówimy, że to jest chomikowanie pracy i teraz, zanim zacznie się wzrost zatrudnienia, zanim zacznie się presja na wzrost wynagrodzeń, to trochę potrwa.
Szczyt bezrobocia jest jeszcze przed nami, ale nie będzie wysoki. Myślę, że z punktu widzenia przedsiębiorcy trudniej będzie przetrwać taki przedłużający się marazm i przestój gospodarczy. Zwłaszcza w branżach takich jak turystyka, hotele, czy gastronomia, gdzie ten marazm trwa od pięciu, czy sześciu miesięcy z rzędu. Szacujemy, że bezrobocie może wzrosnąć w Polsce do prawie siedmiu procent.