Właściciele wielu firm, a przede wszystkim obiektów na wynajem, nie mogą funkcjonować pomimo okresu ferii. Nie wiadomo też, czy po 17 stycznia - taką datę restrykcji na dzień dzisiejszy wyznaczył premier Mateusz Morawiecki - będą mogli działać.
Część przedsiębiorców czekać jednak nie chce. Mało tego - już dziś otwarcie zapowiada bunt przeciwko obostrzeniom. Jednym z nich jest Sebastian Pitoń, architekt z Kościeliska, inicjator akcji "Góralskie Veto". Zanim jednak przedsiębiorcy zaczną pracować, chcą przeprowadzić symboliczny symbol, i w poniedziałek wieczorem zapalić pochodnie ułożone w kształcie litery "V".
- Jest to ostatni moment, żebyśmy mogli tej polityce rządu, która nas po prostu wykończy, powiedzieć "veto" - stwierdził Pitoń w rozmowie z PAP, wyjaśniając, że nawiązanie do "liberum veto" nie jest przypadkowe. Zasada, obowiązująca w XVI w. pozwalała każdemu z posłów prawo do zerwania Sejmu.
Przedsiębiorca sprzeciwia się obostrzeniom wprowadzanym przez rząd od tygodni. W pierwszym nagraniu, w którym mówił o sprzeciwie, opublikowanym w grudniu, mówił o powoływaniu się na "liberum veto".
- Oświadczam, że nie zamierzam stosować się do żadnych tych bezprawnych rozporządzeń rządu, które niszczą nasze życie. Jak chcecie sobie zamykać hotele i wasze biznesy, to sobie zamykajcie. Ale od naszych wam wara - stwierdził.
Wyjaśnił też, że przedsiębiorcy powinni walczyć o możliwość pracy. - Znajomy z Pekinu powiedział mi niedawno, że Chińczycy się z nas śmieją. Że my Europejczycy sami niszczymy naszą gospodarkę. [...] I mają rację, że się na te wszystkie szaleństwa zgadzamy, na wszystkie te rozporządzenia, które niszczą Polskę i Polaków, doprowadzają nas do bankructw i do rozpaczy - słyszymy w nagraniu.
Możliwe jednak, że przedsiębiorcy działający w rejonach górskich dostaną specjalne świadczenia oraz dodatkowe środki na inwestycje. W rozmowie z "Pulsem Biznesu" zapowiedział je wicepremier Jarosław Gowin, szef resortu rozwoju.
W ramach nowego projektu rząd miałby pokryć koszty takie jak zniesienie podatku od nieruchomości. Wartość tej pomocy nie wydaje się jednak specjalnie wysoka w odniesieniu do strat - ma wynieść miliard złotych. Porozumienie Ziem Górskich straty wywołane brakiem możliwości działania w ferie szacuje tym czasem, jak donosi "Gazeta Wyborcza", na 10 mld zł.
Zakaz przyjmowania gości w hotelach i innych obiektach noclegowych obowiązuje od 28 grudnia i potrwać ma, wedle zapowiedzi premiera Morawieckiego, do 17 stycznia. Możliwe jednak, że - na przykład przy wzroście zachorowań - obostrzenia zostaną utrzymane.
Najnowsze scenariusze, do których dotarło RMF FM, otwierania hoteli nie przewidują. Rząd ma rozważać jedynie albo utrzymanie dotychczasowych przepisów, albo powrót do szkół klas 1-3 i rozluźnienie w handlu.
Właściciele firm obawiają się jednak, że kolejnego lockdownu mogą nie przetrwać. "Doszliśmy do momentu, w którym utrzymywanie ograniczeń życia gospodarczego staje się zbyt kosztowne ekonomicznie" - czytamy w oświadczeniu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Według organizacji kontynuowanie polityki otwierania i zamykania branż na podstawie trudnych do określenia przesłanek może kosztować Polskę zaprzepaszczenie znacznej części dorobku wypracowanego w ostatnich trzech dekadach".
Czytaj też: Na co pójdą pieniądze z podatku cukrowego? NFZ mówi o dwóch projektach, ale nie o kwotach