Właściciele lodowiska o decyzji poinformowali za pośrednictwem mediów społecznościowych. "Oczywiście działamy w pełnym rygorze sanitarnym. Grupa wchodząca nie może się spotkać z osobami wychodzącymi" - czytamy na profilu obiektu.
W ogłoszeniu przedstawiciele obiektu w Szczecinie poprosili wszystkich uczestników, aby słuchali osób z obsługi. Organizowane "kursy" rozpoczynają się w określonych godzinach, natomiast przed wejściem na taflę każda osoba musi podpisać oświadczenie. "Prosimy o odpowiednio wcześniejsze przybycie. Osoba niepełnoletnia nie może wejść sama na obiekt. Musi być z nią opiekun pełnoletni" - czytamy dalej.
Jak się okazało, już w pierwszy dzień organizowanych kursów na terenie lodowiska pojawił się sanepid. Współwłaściciel firmy, Tomasz Fornalski w rozmowie z TVN24 przekonywał, że są na to przygotowani prawnie i formalnie. - Nie wiem, czy to nie jest już nękanie, bo to czwarta kontrola w tym tygodniu, ale zobaczymy. Nasi prawnicy wysłali już zapytanie, dlaczego tak nas nękają - powiedział, dodając, że skoro "w całej Polsce organizowane są kursy tenisowe czy pływackie, to będą również łyżwiarskie".
Od 28 grudnia ub. r. do co najmniej 17 stycznia lodowiska, ale także hotele, restauracje czy kluby fitness nie mogą prowadzić działalności. Właściciel szczecińskiego obiektu postanowił się temu sprzeciwić i otworzył lodowisko jako "magazyn z kwiatami". Aby jednak zakupić kwiaty, samodzielnie należało je odebrać ze środka tafli na własnych łyżwach lub w zwykłych butach.
Kilka dni później sanepid nałożył na placówkę karę administracyjną w wysokości 30 tys. złotych i nakazał zamknięcie obiektu. "Właścicielka kwiaciarni stwierdziła, że koszt wynajęcia obiektu oraz zakup kwiatów zupełnie się nie bilansuje z ilością klientów, których dodatkowo odstrasza 'ochrona Sanepidu'. Chcemy wyciszyć sprawę, bo Warszawa honorowo nie odpuści posuwając się nawet do nielegalnych rzeczy" - tłumaczyli przedstawiciele lodowiska w mediach społecznościowych.