Część przedsiębiorców nie chce czekać na koniec obostrzeń, których wprowadzenie wymusiła epidemia koronawirusa i wznawia swoją działalność pomimo obowiązujących restrykcji. Niektórzy, chociaż działać mogą głównie w sezonie zimowym, na otwarcie się nie decyduje.
Zamknięte, pomimo odpowiednich warunków atmosferycznych, pozostaną wyciągi na Podhalu. Największe stacje w Zakopanem i Białce Tatrzańskiej, zrzeszone w grupie Tatry Super Ski, podkreślają, powołując się na badania przeprowadzone w innych krajach europejskich, że korzystanie ze stoków jest bezpieczne. Pomimo tego będą one jednak zamknięte.
"Nie zgadzamy się z decyzją rządu o zamknięciu stoków narciarskich. Uzasadnienie tej decyzji, a także dotychczasowa polityka przedłużania obostrzeń dla branży narciarskiej, jest dla nas całkowicie niezrozumiała i pozbawiona merytorycznych podstaw" - twierdzą przedstawiciele Grupy.
"Decyzja o otwarciu stoków wbrew zakazom - podjęta pochopnie i pod wpływem emocji - może skutkować całkowitym upadkiem podhalańskich ośrodków i ich zamknięciem w przyszłych sezonach. Chcemy uchronić od tego nasze stacje" - czytamy w oświadczeniu grupy.
Przedstawiciele branży narciarskiej twierdzą, że kierują się bezpieczeństwem. "Musimy zachować rozsądek. Jako obywatele i przedsiębiorcy nie możemy dać się ponieść emocjom i wznowić działalności wbrew obowiązującym przepisom. Działanie niezgodnie z prawem - nawet jeśli się z nim nie zgadzamy - nie leży w naszej naturze" - dodają autorzy apelu.
Czytaj też: Od 1 lutego sklepy w galeriach otwarte. Restauracje, hotele, siłownie bez zmian. Koniec godzin dla seniorów
Przedsiębiorcy przyznają, że pomimo utrzymujących się zakazów muszą cały czas ponosić wydatki na infrastrukturę. "Stała gotowość wymaga od nas ogromnych nakładów finansowych. Mówiąc wprost – rządowa tarcza nie jest wystarczająca. Pozwala na pokrycie zaledwie ok. 70 proc. kosztów trzymiesięcznej działalności" - wyliczają przedstawiciele grupy Tatry Superski. "Przed nami dziewięć kolejnych miesięcy, w których trakcie nieustająco wykonywane są prace wiążące się ze sporymi nakładami finansowymi, pozwalające utrzymać jakość i bezpieczeństwo ośrodków" - dodają.
Wyliczają też, że pomimo braku dochodów opłacać muszą raty leasingowe, kredyty, odprowadzać podatki. "Dlatego obecnie walczymy o odszkodowania i rekompensaty, które pozwolą nam uchronić stacje przed całkowitym zamknięciem na kilka lat" - podsumowują.