Boeing 737 MAX po raz pierwszy od 2019 roku pojawił się na europejskim niebie. Maszyna w barwach TUI odbyła przelot z Brukseli do Malagi - informują agencje. Nie był to jednak lot komercyjny, a techniczny. Operator zdecydował się bowiem na sprawdzenie stanu jednego z zakupionych w styczniu 2018 r. samolotów.
"Loty odbyły się bez pasażerów, na pokładzie była tylko załoga i technicy" - zapewnia biuro prasowe turystycznego giganta, cytowane przez branżową prasę. Podczas przelotu sprawdzono ręczne i automatyczne systemy odpowiedzialne za lądowanie.
Testy nie oznaczają, że maszyny mają zielone światło na powrót. "Jesteśmy uzależnieni od rządu belgijskiego. Powodem jest trwająca epidemia koronawirusa. Mamy nadzieję, że wkrótce znów będziemy mogli latać" - stwierdził przedstawiciel biura prasowego TUI.
Czytaj też: Potężna kara dla Boeinga. Koncern zapłaci miliardy dolarów za ukrywanie informacji o samolotach 737 MAX
Formalnych przeszkód, by "wygnane" z europejskiego nieba MAX-y wróciły do obsługi pasażerów, nie ma. W styczniu unijna agencja odpowiedzialna za bezpieczeństwo lotnicze ponownie dopuściła maszyny do użytku.
Oznacza to, że po blisko dwuletniej przerwie mogą znów przewozić pasażerów. Powrót maszyn opóźniają jednak restrykcje związane z epidemią.
Według ekspertów to właśnie system MCAS (Maneuvering Characteristics Augmentation System, z ang. "system wspomagający manewrowanie samolotem) odpowiedzialny za sterowanie samolotem, mógł zawieść w poprzednich wersjach maszyny. Mógł przyczynić się do dwóch katastrof lotniczych. Amerykański koncern zgodził się zapłacić 2,5 miliarda dolarów w ramach procesowej ugody dotyczącej ukrywania informacjo o możliwych problemach z MCAS.
Do pierwszej z katastrof doszło w październiku 2018 u wybrzeży Indonezji, gdzie zginęło 189 osób. Do drugiej w marcu 2019 na ziemię runęła maszyna należąca do Ethiopian Airlines, zginęło 157 osób.