4 marca mija rok od stwierdzenia w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Nikt nie przeczuwał jeszcze wtedy, jak najbliższe miesiące zmienią naszą rzeczywistość pod wieloma względami. Tysiące Polaków straciło bliskich, zmagało się z problemami zdrowotnymi, walczyło o przetrwanie w biznesie i na rynku pracy. Po 12 trudnych miesiącach pokazujemy w Gazeta.pl pandemiczną codzienność z różnych perspektyw. Spoglądamy także w przyszłość - z ostrożnością, ale i nadzieją. Wszystkie teksty na ten temat znajdziesz tutaj.
****
Ile kosztowała Polskę epidemia COVID-19? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, bo pod uwagę brać można różne kryteria i metodologie. Jedno nie ulega jednak wątpliwości - koszt pandemii odczuli wszyscy - od przedsiębiorców, po budżet centralny i samorządy.
Budżet na rok 2020 miał być po raz pierwszy od odzyskania niepodległości zrównoważony. Przychody miały pokryć wydatki. Źródłem sukcesu okazały się z jednej strony rosnące wpływy, ale i kreatywność rządowych rachmistrzów. Wystarczyło, chociażby, pieniądze na "trzynastki" dla emerytów pożyczyć z ZUS-owskiego Funduszu Rezerw Społecznych. Taki zabieg sprawił, że 10 mld zł nie trzeba było zapisać po stronie budżetowych wydatków. Gdyby nie ta księgowa sztuczka finanse nie byłyby zrównoważone. "Jestem przekonany, że to jest najlepszy budżet w ciągu ostatnich 30 lat" - z dumą oświadczył premier Mateusz Morawiecki w grudniu 2019, zanim jeszcze pandemia COVID-19 dotarła do Polski.
Prezentacja budżetu na rok 2020 Źródło: KPRM
Epidemia jednak przyszła i popsuła premierowi slajdy. Tarcze antykryzysowe skierowane do przedsiębiorców, zmniejszone wpływy z podatków, wyższe wydatki - to wszystko sprawiło, że budżet centralny w grudniu 2020 ostatecznie nie był już zrównoważony, a 84 mld zł na minusie.
Tyle że i ta wartość nie odzwierciedla w pełni obrazu sytuacji. Wszystko przez definicję deficytu, która w Polsce i w Unii jest odmienna. Jeśli uwzględnić unijną, tę, która bierze pod uwagę saldo instytucji rządowych i samorządowych, deficyt wynosi 200 mld zł - ok. 10 proc. PKB.
Pomoc dla przedsiębiorców nie wzięła się z odłożonych przez państwo pieniędzy. Polska zapożyczyła się, by wypłacić tarcze antykryzysowe. Polski Fundusz Rozwoju, instytucja, która dzieli pieniądze między przedsiębiorców, wyemitował obligacje o wartości 71,9 mld zł - poinformował na początku lutego Paweł Borys, szef PFR. Bank Gospodarstwa Krajowego, który finansuje Fundusz Przeciwdziałania Covid-19, poinformował z kolei w lutym, że emisję obligacji zamknął kwotą 100,7 mld zł. "Na razie nie ma planów kontynuacji emisji obligacji przeznaczonych na finansowanie działań pomocowych" - czytamy w komunikacie.
Rządową pomoc dla przedsiębiorców podliczyła też minister Marlena Maląg. "Możemy dziś mówić o 185 miliardach złotych, które ratowały sześć i pół miliona miejsc pracy" - stwierdziła podczas jednej z konferencji prasowych.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Warsaw Enterprise Institute podliczyły straty polskich firm wywołane pandemią. Wedle szacunków przebiły one 31 mld zł. Analitycy kilka branż wyszczególnili - branża rozrywkowo-kulturalna straciła 2,1 mld zł, gastronomiczna 2 mld zł, hotelarska 1,07 mld zł a fitness 1,05 mld zł.
Inne oblicze kosztów pandemii COVID-19 przedstawili ekonomiści Credit Agricole. Ponowili szacunki dotyczące PKB i porównali je z tymi z grudnia 2019 roku. Biorąc pod uwagę spadek PKB, Polska straciła ok. 131 mld zł, spadek konsumpcji kosztował nas blisko 82 mld zł. Wyraźnie ucierpiały też inwestycje - tu koszt pandemii to niemal 73 mld zł.
Według najnowszych danych GUS spadek PKB w IV kw. 2020 roku wyniósł, w porównaniu z rokiem poprzednim, 2,8 proc. Spadek w całym roku 2020 również wyniósł 2,8 proc. W III kw. 2020 spadek wyniósł z kolei 1,5 proc.
Wzrost deficytu i długu w Polsce jest oczywisty. Możliwe jednak, że koronakryzys zostanie potraktowany przez rząd jako powód do rozgrzeszenia z wcześniej podejmowanych decyzji.
Tymczasem Leszek Barcelowicz w rozmowie z Euroactiv stwierdził, że przyrost długu jest spowodowany nie tylko kolejnymi tarczami. W większym stopniu wynika z hojnej polityki rządu. "Program 500 plus kosztuje rocznie około 40 mld złotych, 13. i 14. emerytura – około 20 mld, obniżenie wieku emerytalnego, które dodatkowo obciąża budżet państwa to z kolei około 18 mld zł rocznie. Jeżeli słyszymy więc z kręgów rządowych, że zwiększenie długu publicznego jest spowodowane ratowaniem gospodarki, to nie wolno zapominać, że to nawet nie półprawda, bo większa część deficytu wynika z wcześniejszych decyzji socjalnych" - wylicza były minister finansów.