Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna", od kwietnia ma przestać obowiązywać zasada "wszystkim po równo". Do tej pory punkty dostawały po 30 dawek tygodniowo i zapisywały pacjentów na kolejną dawkę szczepionki przeciwko koronawirusowi na dwa miesiące do przodu.
Z ustaleń gazety wynika, że od przyszłego miesiąca punkty szczepień będą zamawiać liczbę preparatów do limitu - na przykład 200 dawek tygodniowo. Później, z każdą placówką będzie ustalany termin dostawy. Na tej podstawie przychodnie będą umawiały pacjentów na konkretne terminy.
W zmianie dystrybucji szczepionek chodzi o to, by uniknąć sytuacji, że szczepienia są przesuwane, ponieważ dawki szczepionki nie zostały dostarczone do placówek. Rząd obawia się, że przy wzroście liczby dostaw takie sytuacje mogłyby doprowadzić do "totalnego bałaganu". Według zapowiedzi producentów, liczba dostaw szczepionki przeciwko COVID-19 ma wzrosnąć w drugim kwartale roku.
- System się niejako odwraca. Dziś to punkty szczepień dostają preparaty i wystawiają terminy w kalendarzach w przód, zakładając, że dostaną preparaty. Po zmianach to najpierw Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych (RARS) wystawi tzw. oferty, w ramach których zaproponuje limity dostaw, a następnie punkt szczepień je zaakceptuje lub nie. Jeśli tego nie zrobi, to część dostaw wróci do dalszego rozdysponowania. To daje większą kontrolę nad systemem dystrybucji, a dla pacjentów jest neutralne - tłumaczy rozmówca dziennika z otoczenia rządu.