Podczas czwartkowej konferencji prasowej rząd ogłosił zaostrzenie obostrzeń na okres świąteczny. Zamknięte będą sklepy meblowe i budowlane, żłobki i przedszkola, a ponadto zaostrzono restrykcje dotyczące limitów wiernych w kościołach. Poszkodowani są również właściciele salonów fryzjerskich i kosmetycznych, którzy do 9 kwietnia nie będą mogli prowadzić swoich działalności.
Właściciel jednego z salonów fryzjerskich w centrum Warszawy w rozmowie z Interią ocenił decyzje rządu. - Nie jesteśmy z tego zadowoleni. Wiemy, że trzeba dmuchać na zimne, ale przestrzegamy zasad covidowych. Rok temu byliśmy już zamknięci i wszyscy wyszli na tym tak, jak wyszli, czyli bardzo źle. Nie ma pracy. Ciężko jest odzyskać klientów. W moim salonie jest ich 60 proc. mniej niż przed pandemią. Ludzie też się boją zarazić u fryzjera i wiele osób nie przychodzi między innymi z tego powodu - powiedział.
Jego zdaniem tego typu obostrzenia będą bardzo mocno odczuwalne. - Będzie bardzo źle. Cały czas jedziemy na oszczędnościach. To, co udało nam się zaoszczędzić kiedyś, to wydaliśmy i w tej chwili te oszczędności już się kończą. Płacimy wysoki czynsz i nikt nie chce nam go obniżyć. Ostatnio musiałem pożyczać pieniądze, bo nie zapracowaliśmy na opłaty - dodał.
Jak twierdzi właściciel salonu, niemal pewny jest powrót fryzjerskiego podziemia. Dodaje także, że jego salon będzie działał pomimo obostrzeń. - Podziemie powróci na 100 proc. Ja już wiem, że na pewno będziemy pracować. Inaczej nie damy sobie rady. Musielibyśmy zamknąć biznes - podkreślił.
Właścicielka małego zakładu fryzjerskiego na Żoliborzu w rozmowie z Onetem powiedziała, że ma podobne odczucia po decyzjach rządu. - Dla mnie to znów są straty, ale nie czekałam już nawet na rządowe obostrzenia. Sama podjęłam decyzję, że od poniedziałku zamykam zakład. Na razie nie myślę o tym, by zamknąć się na stałe, bo to jest całe moje życie - powiedziała.
Olga Urbowicz, właścicielka salonu manikiuru, przyznała z kolei, że od dawna spodziewała się takich decyzji. - Już trochę na to zobojętniałyśmy, bo z każdą konferencją było czekanie, czy już nas zamkną, czy jeszcze nie, taka ruletka. Z drugiej strony długo nam się udawało działać, zamknęłyśmy swoje usługi tylko na dwa miesiące w zeszłym roku. To niewiele w porównaniu z branżą gastronomiczną, która jest zamknięta od pięciu miesięcy. Teraz to już nieuniknione - mówiła.
Szefowa salonu piękności Laboratorium Urody w Warszawie Natalia Tomaszewska dodała natomiast, że w jej przypadku trudno było się spodziewać zamknięcia. - Osoba, która działa w naszych nieoficjalnych związkach zawodowych branży beauty była w stałym kontakcie z minister rozwoju i rządem i zapewniano nas, że nie mamy czego się bać, bo u nas reżim sanitarny działa, więc nie ma powodu nas zamykać. Jesteśmy zamykani przed naszym najlepszym sezonem, przed świętami, kiedy klienci korzystają z naszych usług. Grafiki na przyszły tydzień mamy mocno zapełnione, choć nie tak jak w latach ubiegłych - zauważyła.