Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, po raz kolejny przekonał się, jak w praktyce wyglądają standardy mediów rządowych. "Wiadomości" TVP bezpośrednio uderzyły bowiem w prezesa PFR zarzucając mu brak odpowiedniego nadzoru nad procesem dystrybucji środków z tarczy antykryzysowej.
Bezpośrednim powodem publikacji materiału było zatrzymanie grupy przestępczej zajmującej się sutenerstwem. Okazało się, że dokonała ona jeszcze jednego wykroczenia - wyłudziła ok. 200 tys. zł z PFR.
Autor reportażu zasugerował odpowiedzialność szefa PFR za to, że do wyłudzenia doszło. "To jest po prostu karygodne i niedopuszczalne. Taki urzędnik powinien oczywiście odpowiadać przed swoimi przełożonymi" - powiedział pierwszy z komentujących w materiale, Mateusz Wyrwich z tygodnika "Niedziela". W tym miejscu warto przypomnieć, że Paweł Borys odpowiada bezpośrednio przed premierem Mateuszem Morawieckim. "Dobrze by było, żeby urzędy z należytą starannością przyglądały się swoim klientom, żeby potrafiły wyłowić sytuacje, w których ktoś prowadzi działalność przestępczą" - stwierdził z kolei Miłosz Manasterski, często występujący w TVP w roli komentatora.
W Pawła Borysa uderzył też komentarz samego autora, który stwierdził, że zdaniem komentatorów, mechanizmy tarczy powinny zostać dopracowane w taki sposób, który wyklucza możliwość występowania takich skandalicznych sytuacji. "Oburzeni są także Polacy, którym jest po prostu przykro, że z PFR kierowanego przez Pawła Borysa, za rządów PO-PSL wieloletniego dyrektora banku PEKAO, wyłudzono blisko 200 tysięcy złotych" - stwierdził autor materiału.
Szef Funduszu materiał na swój temat obejrzał i skomentował na Twitterze. "Muszę przyznać, że dzisiejszy personalny paszkwil w TVP napawa smutkiem" - stwierdził Paweł Borys. "Dziennikarz nawet nie odróżnia PKO BP od Banku Pekao SA. Tarcza Finansowa PFR chroni 3,5 mln miejsc pracy, a z KAS, służbami i CBŚP przeciwdziałamy nadużyciom. Przykre i żenujące, ale trzeba robić swoje" - dodał.
Oficjalne oświadczenie wydał też Polski Fundusz Rozwoju. PFR podkreśla w nim skalę pomocy udzielonej przedsiębiorcom. "Pomoc finansową otrzymało od kwietnia 2020 r. do dzisiaj łącznie 370 tys. głównie mikro, małych i średnich przedsiębiorstw" - czytamy w komunikacie.
Fundusz dodaje też, że współpracuje z CBA, ABW, czy CBŚP. "Jednym z elementów tych procedur jest kontrola następcza beneficjentów subwencji finansowej" - wyjaśnia PFR.
Instytucja, którą kieruje Paweł Borys, odniosła się też do sytuacji opisanej w materiale w TVP. "Za złożenie fałszywych oświadczeń i wyłudzenie subwencji finansowej grozi odpowiedzialność karna. Zwracamy uwagę, że jedno z oświadczeń dotyczyło nieprowadzenia działalności wątpliwej etycznie. Jeżeli dany hotel prowadził w swoim lokalu inną działalność wątpliwą etycznie lub wprost niezgodną z prawem i otrzymał subwencję finansową, to przedsiębiorca ten podlega odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych oświadczeń, a subwencja podlega zwrotowi" - pisze PFR.
Materiał TVP wzbudził dyskusje w mediach społecznościowych. "Grupa PFR to kluczowe narzędzie państwa w walce o utrzymanie płynności przedsiębiorstw i miejsc pracy dla Polaków. Od dziennikarzy nie oczekuje pomników dla Pawła Borysa, nie jest przecież rolą TVP robienie laurek dla prezesów spółek SP. Wystarczy profesjonalizm" - napisał Artur Soboń, wiceminister rozwoju.
Janusz Kowalski, polityk Solidarnej Polski stwierdził z kolei, że PFR wspiera "kongres neoliberałów" organizowany przez Jana Krzysztofa Bieleckiego, byłego szefa państwowego banku.