Jak dowiedziało się money.pl, niektóre osoby między 40. a 60. rokiem życia zdążyły już się zaszczepić. Pani Anna z Gdańska zdołała zarezerwować termin na wczorajszy wieczór.
Jechałam na szczepienie z duszą na ramieniu. Dopóki nie weszłam tam i nie dostałam potwierdzenia, że jestem na liście, nie wierzyłam, że to się dzieje. Bałam się, że to wszystko okaże się primaaprilisowym żartem
- przyznaje w rozmowie z money.pl.
Na miejscu było najwięcej osób powyżej 50. roku życia, ale - jak relacjonuje - znalazło się też kilku szczęśliwców z pokolenia 40-latków. Jej szczepienia nikt nie odwołał i przed godziną 20. otrzymała pierwszą dawkę szczepionki AstraZeneca. Jak dodaje, całe szczepienie trwało około 15 minut. Wśród lekarzy widziała zdenerwowanie, a pielęgniarki mówiły o chaosie.
W nocy ze środę na czwartek osoby między 40 a 60 rokiem życia, które wyraziły kilka miesięcy wcześniej chęć na szczepienie (poprzez elektroniczne zgłoszenie na portalu pacjenta), otrzymały nagle skierowania na zabieg. Dzięki temu mogli zapisać się na szczepienie, infolinia potwierdzała, że nie jest to dziwny błąd systemu i rzeczywiście da się to zrobić.
Gdy wieść się rozniosła, system padł. Pełnomocnik rządu ds. programu szczepień Michał Dworczyk powiedział, że to usterka systemu. Nieco później dodał, że możliwość zapisu wstrzymano, gdyż okazało się, że zapisy te miały ruszyć dopiero w maju. Rząd jednak nie cofnął przypadkowej decyzji i dzisiaj znów ruszyły zapisy dla osób 40-59 lat, które wcześniej zgłosiły za pośrednictwem formularza chęć zaszczepienia się. To grupa ok. 680 tys. osób. Dworczyk przyznał w piątek (2 kwietnia), że obciążenie systemu jest bardzo duże - nawet 100-krotnie wyższe niż zazwyczaj.
Zanim 1 kwietnia padł system, na szczepienie zdołało się zapisać 60 tys. osób. Możliwość szczepienia dla nich nie zostanie cofnięta, ale terminy 40-latków będą przesunięte na maj, tak by najpierw ze szczepionek mogły skorzystać osoby powyżej 60. roku życia. Z informacją o zmianie terminu będą do zapisanych osób dzwonili pracownicy infolinii.