W piątek prezes NBP Adam Glapiński odpowiadał na pytania dziennikarzy. Przez ponad godzinę zadano kilkadziesiąt pytań i poruszono szereg tematów, jak inflacja, sytuacja na rynku pracy, stopy procentowe czy kredyty.
GUS w zeszłym tygodniu informował, że inflacja za kwiecień wyniosłą 4,3 proc. rok do roku. To najwyższy odczyt od marca 2020 rok, a liczba ta jest większa od większości prognoz, które i tak przewidywały duże spore wzrosty. To także pierwszy raz od tamtego momentu, gdy wskaźnik inflacji wyszedł poza cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego. Wynosi on 2,5 proc. z dopuszczalnym wahaniem 1 pkt. proc. w górę lub w dół. Prezes NBP stwierdził, że inflacja powyżej górnej granicy celu NBP (2,5 proc.) może się utrzymać w kolejnych miesiącach.
To jest do przewidzenia, obserwując obecne trendy
- zaznaczył Glapiński.
Szef banku centralnego przyznał, że tak wysoka inflacja w kwietniu go nie zaskoczyła. Jak tłumaczył, wynikała ona z wysokich cen paliw i żywności. Paliwa podrożały ze względu na ceny rynkowe oraz efekt bazy, czyli zeszłoroczny dołek cenowy ropy i "niezwykle mocne" odbicie, wyjaśniał Glapiński. Dodał, że nałożyły się na to wyższe ceny energii, które według prezesa NBP miały wzrosnąć wskutek polityki klimatycznej UE, czy wzrostu cen opłat za wywóz śmieci. Natomiast jeśli chodzi o podrożenie żywność, Glapiński napomknął o ptasiej grypie. Szef banku centralnego dodał, że inflacja bazowa, czyli bez uwzględniania żywności i energii "prawdopodobnie się obniżyła".
Glapiński wyjaśniał również, że "wpływ czynników regulacyjnych i wyższych cen paliw odpowiada za 2 pkt proc. bieżącego wskaźnika wzrostu cen" i nie wliczając tych czynników "okazałoby się, że inflacja znajduje się "prawie dokładnie w naszym celu inflacyjnym, poniżej tego celu".
Żaden z elementów wzrostu nie podlega polityce pieniężnej. Niezależnie od wysokości stóp procentowych i innych elementów polityki pieniężnej, te ceny wzrosły i nic by tego nie zmieniło
- oznajmił Glapiński.
Prezes NBP wyjaśnił, że czynniki podbijające inflacje to "typowe negatywne szoki podażowe", które obniżają też tempo wzrostu i dochody. I choć skoki te utrzymają się przez najbliższe miesiące, to nie są trwałe i z czasem przestaną podbijać inflację.