Od miesięcy dostajemy coraz to nowe dane potwierdzające obraz rozgrzanego do czerwoności polskiego rynku nieruchomości. Rośnie liczba budowanych i oddawanych do użytku mieszkań, rosną ceny ziemi i samych lokali, nie zatrzymuje się też popyt.
Właśnie pojawiły się kolejne cykliczne wyliczenia, które obrazują dwa z powyższych przejawów niesłabnącego zainteresowania mieszkaniami. Biuro Informacji Kredytowej (BIK) poinformowało, że opracowywany przez nie Indeks Popytu na Kredyty Mieszkaniowe wzrósł w kwietniu do 94,3 proc. w ujęciu rok do roku. To najwyższy odczyt tego wskaźnika w jego historii.
Oznacza to, że w ubiegłym miesiącu banki i SKOK-i przesłały do BIK zapytania o hipoteki o łącznej wartości o 94,3 proc. wyższej niż rok wcześniej (do indeksu nie są wliczane kredyty na kwoty przekraczające 1 mln zł).
Oczywiście, samo zapytanie nie znaczy, że kredyt zostanie udzielony albo że klient się na niego zdecyduje (jak zauważa BIK, akceptowanych jest około 70 proc, wniosków kredytowych), ale jest to wyraźna wskazówka. Co dokładnie nam mówi? Po pierwsze, że chętnych na taką pożyczkę jest dużo więcej niż w kwietniu 2020 roku. Dokładnie o 27,81 tys. więcej - 50,92 tys. To wzrost o aż 83 proc., (choć też jednocześnie o 9,2 proc. mniej niż w marcu tego roku). Wpłynęła na to sytuacja epidemiczna.
- W aspekcie liczby wnioskodawców trzeba pamiętać, że w kwietniu 2020 r. mieliśmy do czynienia z jednej strony z największą niepewnością co do przebiegu i skutków pandemii, jak również był to sam środek lockdownu. Bezpieczeństwo ekonomiczne gospodarstw domowych wydawało się zagrożone. Nie zachęcało to wówczas do zaciągania kredytów, w tym kredytu mieszkaniowego na 20-30 lat. W kwietniu 2020 r. było jedynie 27,81 tys. wnioskodawców, co było piątym najniższym poziomem od 2007 r. - mówi prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK, cytowany w komunikacie firmy.
Teraz boimy się mniej, być może dlatego, że do pandemii trochę się już przyzwyczailiśmy, a z pewnością także dzięki szczepieniom i wprowadzanemu luzowaniu rządowych restrykcji.
Ale to nie wszystko. Do wzrostu indeksu BIK do rekordowego poziomu przyczynił się także wzrost średniej kwoty wnioskowanego kredytu - wyniosła ona 320,61 tys. zł i była o 6,1 proc. wyższa niż w kwietniu 2020 roku. Mieszkania są z jednej strony droższe, ale chcemy też kupować większe.
Skąd ten przyspieszający wzrost popytu na hipoteki? Poza wymienionymi powyżej przyczynami (jak spadek niepewności co do sytuacji ekonomicznej w najbliższej przyszłości), ekspert BIK wymienia wyższe ceny konsumpcyjne. Jego zdaniem, inflacja "może spowodować jeszcze wyższy wzrost cen nieruchomości". Do tego, według ekonomisty BIK, dochodzą wyższe koszty pracy, a także (powstający dopiero) Deweloperski Fundusz Gwarancyjny. Zgodnie z założeniami, ma on pomóc w lepszej ochronie klientów, a zasilać mają go składki od deweloperów (do 2 proc. kwoty wpłacanej przez kupującego mieszkanie).
- Wszystko to wpływa na jeszcze wyższe zainteresowanie nieruchomościami jako aktywami inwestycyjnymi, powodując duży popyt na nie, co przy ograniczonej podaży przekłada się na wzrost cen - podsumowuje Waldemar Rogowski.
Do wnioskowania o kredyty mieszkaniowe może zachęcać też to, że są one niezwykle tanie - dzięki rekordowo niskim stopom procentowym. Od miesięcy (już blisko roku) główna stopa NBP utrzymuje się w okolicach zera procent. Zaciągając kredyt na dekady, trzeba oczywiście pamiętać, że stopy procentowe mogą się zmieniać.
Kiedy polski bank centralny zacznie je podnosić? Na piątkowej konferencji prasowej jego prezes Adam Glapiński powtórzył, że do końca kadencji obecnej Rady Polityki Pieniężnej nie powinno się to stać - czyli do mniej więcej połowy przyszłego roku. Ale też, jak zauważają ekonomiści, w komunikatach i wypowiedziach przedstawicieli NBP i RPP coraz wyraźniej zapowiadane są przyszłoroczne podwyżki.
Są tacy - jak ekonomiści ING BSK, którzy widzą możliwość podnoszenia stóp procentowych już za około rok.