Niedawno Adrian Zandberg zjadł na Orlenie wegańskiego hot doga, czym pochwalił się w mediach społecznościowych. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że w ubiegłym tygodniu odbyło się głosowanie nad ratyfikacją unijnego Funduszu Odbudowy, w którym Lewica (poza posłem Andrzejem Rozenkiem) zagłosowała ramię w ramię z klubem Prawa i Sprawiedliwości za przyjęciem Funduszu. Orlen natomiast to czempion Skarbu Państwa dowodzony przez pcimskiego "wójta Midasa", Daniela Obajtka - niedawnego ulubieńca prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
W polskiej polityce przekąska Zandberga mogła oznaczać tylko jedno - Lewica zawiązuje koalicję z PiS-em. Z takim przekazem prędko pospieszyli posłowie Koalicji Obywatelskiej, na czele z jej liderem Borysem Budką. "Proponuję iść za ciosem. Po przekąsce u Obajtka obiad u Przyłębskiej" - napisał na Twitterze przewodniczący PO.
"Nie ma lepszego dowodu, że jednak koalicja ;) tak zwany hot dog rozstrzygający" - skomentowała natomiast Agata Szczęśniak z portalu OKO.press. "Parówka nie zastąpi mózgu. Nigdy. Wiemy to od czasu "eksperymentów" komisji smoleńskiej Macierewicza" - napisał z kolei koalicyjny kolega Zandberga Andrzej Rozenek z SLD. "Serio??? Chwalić się dziś zdjęciami na Orlenie? Przecież oni z producenta paliw stają się wytwórcą paliwa politycznego dla PiS... Przecież to z kasy Orlenu jest opłacane przejmowanie prasy lokalnej! Nie szkoda Wam niezależnych dziennikarzy?" - wytknęła szefowi Razem Kamila Gasiuk-Pihowicz.
Dla innych, np. Radosława Fogiela z Prawa i Sprawiedliwości, wpis Zandberga był po prostu zagraniem na nosie przedstawicielom pozostałych, opozycyjnych klubów parlamentarnych. Delikatną prowokacją. Żartobliwą odpowiedzią na wpychanie Lewicy do jednego worka z PiS-em. "Trolling to sztuka" - skomentował zdjęcie z hot dogiem wicerzecznik PiS.
Po licznych oskarżeniach ze strony środowisk opozycyjnych głos zabrał w końcu sam szwarccharakter afery parówkowej. "To teraz na poważnie: opowieści o rzekomej "koalicji z PiS" to absurd zasługujący wyłącznie na wyśmianie. Skok na media jest groźny dla wolności słowa. A p. Obajtek opuści Orlen w chwilę po tym, jak zdobędziemy władzę. Najwyraźniej w przyszłości muszę zadbać o jasność przekazu" - oznajmił Adrian Zandberg.
Polityczne dywagacje nad wege parówką niezgody nie są dla nas na tyle ważne, co potencjalne, negatywne skutki uboczne konsumpcji przekąski z Orlenu. W swoim poście ostrzega przed nimi Katarzyna Bosacka, dziennikarka zajmująca się kwestiami żywienia, a prywatnie żona senatora Koalicji Obywatelskiej Marcina Bosackiego.
"Czy wegański hot dog z Orlenu, którym dziś (w piątek 7 maja - red.) pochwalił się Adrian Zandberg, wyjdzie mu na zdrowie?" - pyta Bosacka. "Wątpię, bo skład samej 'parówki' to dramat" - odpowiada sama sobie. Następnie dziennikarka wymienia minusy przekąski. "Woda na pierwszym miejscu zamiast pożywnego białka roślinnego. Na drugim miejscu olej rzepakowy - oj, tłusto to widzę. Turbo miks zagęstników - karagen, skrobia, błonnik pszenny, skrobia modyfikowana, guma ksantanowa, guma konjac... i tylko gumy od majtek brakuje" - nabija się Bosacka.
"W sumie skład można by równie dobrze zapisać w skrócie: woda, olej, E407a, E415, E425, ziemniaczki, groch, sól, E1422, E331, E330, E461, sztuczny aromat. Dziękuję, nie kupuję!" - konkluduje prowadząca "EkoBosacka".
Po publikacji Bosackiej do tablicy wyrwał się dr Robert Maślak, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. "Katarzyna Bosacka straszy nas symbolem E, który kojarzony jest z "chemią" w jedzeniu. Dobrze, że nie wymieniła E948, bo wtedy już tylko uciekać z Orlenu (to tlen). Tymczasem skład tej parówki, choć długi, wcale nie jest najgorszy, jak na fastfood" - skrytykował wpis dziennikarki.
"Nie wiem, co jest złego w wodzie, służy do rozpuszczania białek roślinnych (w mięsie jest obecna naturalnie). Olej rzepakowy to lepszy tłuszcz niż zwierzęcy czy np. olej palmowy. W odróżnieniu od obecnych w mięsie kwasów tłuszczowych nasyconych, mamy roślinne nienasycone. Karagen robiony z glonów Rhodophyceae, kiedyś podejrzewany o właściwości kancerogenne, co nadal spotyka się w różnych ziębopodobnych źródłach, choć publikacje naukowe są jednoznaczne - jest bezpieczny. Konjak - z mąki z korzenia Amorphophallus konjac, z którego robi się m.in. bardzo zdrowe, niskokaloryczne makarony, poszukiwane także u nas. Od setek lat w dużych ilościach jedzą go Japończycy, naród z jedną z najwyższych średnich długości życia. Glukomannan zawarty w konjaku hamuje wchłanianie tłuszczów i cukrów oraz absorbuje wodę. Konjak pełen jest składników mineralnych, zawiera m.in. żelazo, fosfor, miedź, cynk, witaminy: A, E, D, B1, B6, B12, C, kwas foliowy. Co złego jest w gumie ksantonowej, polisacharydzie, produkcie fermentacji bakteryjnej? W skrobi, błonniku pszennym? Po prostu straszne - wycofajmy ze sklepów pieczywo! A jak pieczywo, to też ziemniaki, bo Bosacką przeraża niewielka ilość białka ziemniaczanego. Dziękuję, kupuję, jak tylko jestem w trasie!" - pisze dr Robert Maślak.
Jeden rabin powie tak, a drugi rabin powie nie. Dlatego, by rozstrzygnąć spór, skontaktowaliśmy się z dr Hanną Stolińską, dietetyczką kliniczną. - Obiema rękami podpisuję się pod postem dra Maślaka. Uważam, że jak na takie produkty, jak hot dogi ze stacji paliw, wegańska parówka z Orlenu nie ma jakiegoś strasznego składu. Rzeczywiście, przydałoby się może więcej białka, jak na kiełbaskę przystało. Jeśli jednak jest to roślinny zamiennik i jest w nim faktycznie woda, olej rzepakowy, białko z grochu, a poza tym dodatki do żywności, które nie mają udowodnionego negatywnego skutku na organizm, to jeśli mamy ratować naszą planetę i okazjonalnie zjeść sobie taką roślinną kiełbaskę, to jestem jak najbardziej za - przyznaje nasza rozmówczyni.
"Osobiście nie lubię tych wegańskich, przetworzonych rzeczy. Dlatego, że powinniśmy raczej bazować na kuchni nieprzetworzonej. Jeżeli jednak jesteśmy w trasie, nie mamy czasu i chcemy po prostu coś przekąsić, to wege parówka z Orlenu nie jest złym wyborem" - rozstrzyga dr Hanna Stolińska.