Wielka Brytania zmniejszyła ograniczenia, które wcześniej władze nałożyły w związku z pandemią koronawirusa. Od poniedziałku lockdown najmocniej został poluzowany w Anglii.
Od 17 maja restauracje, bary i puby mogą przyjmować klientów wewnątrz. Otwarte zostają hotele, kina, teatry, muzea i stadiony sportowe. Zasady kontaktów społecznych także zostały złagodzone. Dozwolone są już spotkania w domach grup do sześciu osób lub dwóch gospodarstw domowych, na zewnątrz mogą odbywać się zgromadzenia do 30 osób.
W Szkocji wewnątrz spotykać się mogą grupy sześcioosobowe z maksymalnie trzech gospodarstw domowych, a na zewnątrz osiem osób z ośmiu rodzin. Puby i restauracje także mogą zapraszać klientów do środka, ale alkohol może być w nich sprzedawany do 22:30. Te zasady nie dotyczą Glasgow i Moray, gdzie wcześniejsze obostrzenia zostają w mocy z powodu wzrostu zakażeń koronawirusem.
W Walii restauracje, kawiarnie i puby także mogą się otworzyć. Różnica dotyczy, podobnie jak w przypadku Szkocji, przede wszystkim spotkań. Dozwolone są one dla grup liczących do sześciu osób z sześciu gospodarstw domowych - te na zewnątrz, bo w domach mogą się zbierać nadal przedstawiciele nie więcej niż dwóch rodzin.
Irlandia Północna na razie nie zniosła obostrzeń, rząd przyjrzy się im 20 maja i być może złagodzi od 24 maja.
Brytyjczycy obawiają się wzrostu zakażeń z powodu wariantu indyjskiego. Mimo tych obaw, Boris Johnson nie opóźnił otwierania kraju, co część ekspertów krytykuje, zdecydował tylko o przyspieszeniu szczepienia drugą dawką szczepionki.
Biznes związany z usługami może wrócić do niemal normalnej w wielu regionach kraju działalności. Jest jednak problem: brakuje chętnych do pracy. W branżach takich jak gastronomiczna istotną część siły roboczej stanowili imigranci. A ci wyjechali, w ostatnim czasie z powodu restrykcji i utraty zatrudnienia. A już wcześniej brexit powodował, że pracownicy z innych krajów UE wracali do swoich domów.
Według badań przeprowadzonych przez organizację Chartered Institute of Personnel and Development i agencję zatrudnienia Adecco, brytyjscy pracodawcy zamierzają zwiększać zatrudnienie najszybciej od ośmiu lat, przede wszystkim w sprzedaży oraz szeroko rozumianym hotelarstwie i gastronomii.
"The Guardian" podaje, że gwałtownie spadła liczba pracowników z krajów unijnych, co sprawia, że rośnie ryzyko niedoborów siły roboczej. Brytyjski dziennik przytacza też dane z portalu z ofertami pracy Adzuna, które potwierdzają opisywany problem. Liczba zamieszczonych ofert (a więc wakatów) wzrosła do blisko miliona - jest ich o 18 proc. więcej niż sześć tygodni temu, wzrost widać głównie w przypadku hoteli i restauracji oraz branży eventowej. Po drugiej stronie także widać zmianę i to niestety dla pracodawców w przeciwnym kierunku. Wyszukiwań z zachodniej Europy i Ameryki Północnej dotyczących zatrudnienia na Wyspach jest o połowę mniej niż w czasie tuż przed wybuchem pandemii.
Pracownicy zagraniczni zapełniali braki na brytyjskim rynku. Często chodziło jednak o pracę na niskopłatnych stanowiskach, które też łatwiej stracić, co pokazała pandemia. Już wcześniej pojawiały się sygnały, że część obywateli państw europejskich, szczególnie ze wschodu kontynentu, opuściła Wyspy przed brexitem.
Według styczniowych prognoz PwC, w tym roku migracja netto z UE do Wielkiej Brytanii może stać się negatywna. Szczyt migracji netto obywateli UE zaobserwowano w 2015 roku - było to 184 tys. osób. Cztery lata później spadła do 50 tys. W tym roku ta liczba może być już na minusie - czyli więcej unijnych obywateli może wyjechać z Wysp, niż na nie się przeprowadzić. To byłaby pierwsza taka sytuacja od 1993 roku.
Problem ze znalezieniem pracowników po miesiącach zamrożenia mogą mieć też polscy przedsiębiorcy. Pod koniec marca portal Puls HR podawał, że w ubiegłym roku w tej branży straciło pracę lub zmieniło formę zatrudnienia prawie 200 tysięcy osób. Część z nich mogła zmieniać branżę - niektóre w pandemii przeżywały rozkwit. Firmy najpierw zwalniały, bo często nie mogły sobie pozwolić na utrzymywanie pełnego składu załogi, a teraz muszą szybko zapełnić wakaty.
- Wiem, że część lokali musi teraz zatrudniać nowy personel, a inne utrzymywały niewielką ekipę. Ale dużo baristów, kelnerów, barmanów straciło pracę i teraz wielu restauratorów musi szybko kogoś zaangażować - mówił niedawno restaurator i radny Krzysztof Rzyman w rozmowie z w rozmowie z Ouichef.pl, którą publikowaliśmy na Next.gazeta.pl.
Wspomniany wcześniej portal Puls HR opisuje problemy m.in. pracodawców działających w branży hotelarskiej. "Presja płacowa jest coraz większa, co mocno irytuje restauratorów i hotelarzy, którzy przecież przez ostatnie miesiące niemal nie funkcjonowali. Ich sytuacja jest obecnie bardzo trudna i należy spodziewać się bardzo zażartej walki o pracowników przez cały sezon wakacyjny - mówi Dorota Siedziniewska-Brzeźniak z firmy Idea HR w rozmowie z dziennikarzami pulshr.pl.