Polski Ład. Dorzynanie klasy średniej? "To jest dla mnie bardzo zaskakujące" [WYKRES DNIA]

Mikołaj Fidziński
- Ta reforma wprowadza dość umiarkowaną progresję podatkową. Kiedy słyszymy, że to "dorzynanie klasy średniej", to jest to dla mnie bardzo zaskakujące - mówi w rozmowie z Gazeta.pl dr Jakub Sawulski z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Zobacz wideo PiS zapowiada gwarancję wkładu własnego. Śmiszek: Banki dostaną ocean pieniędzy, a bańka będzie rosła

Mikołaj Fidziński: Gazeta.pl: Od dawna bił Pan na alarm w kwestii bardzo wysokiego klina podatkowego dla najniższych pensji w Polsce oraz tego, że nasz system podatkowy jest degresywny - czyli, że najniższe uposażenia są procentowo mocniej obciążone podatkami i składkami niż wysokie. Czy po sobotniej prezentacji Polskiego Ładu i zapowiedzianych zmianach podatkowych czuje się Pan w końcu wysłuchany?

Dr Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego: Częściowo tak. Warto jednak podkreślić, że to, co zapowiada ta reforma podatkowa, to wprowadzenie dość umiarkowanej progresji podatkowej w Polsce. To wciąż nie będzie taka progresja jak w państwach Europy Zachodniej. 

Rozumiem jednak okoliczności. Patrząc na burzę wokół, wprowadzania nawet umiarkowanej progresji wydaje mi się, że wprowadzenie mocniejszej jest po prostu niewykonalne.

Ze względów politycznych, polityczno-społecznych?

Tak. Powtórzę - ta reforma wprowadza dość umiarkowaną progresję podatkową. Kiedy jednak słyszymy - przynajmniej na poziomie medialnym - że to "dorzynanie klasy średniej", to jest to dla mnie bardzo zaskakujące.

Jeszcze obecnie klin podatkowy przy najniższych pensjach to blisko 40 proc. [czyli tyle, w procentach, wynosi różnica między całkowitym kosztem zatrudnienia pracownika a jego wynagrodzeniem "na rękę" - red.]. Ile to będzie po reformie?

On spadnie do ok. 35 proc.

Zmiana zauważalna, ale nie rewolucyjna.

Dokładnie o tym mówię. To nie jest totalne odwrócenie stolika. Nie będziemy mieć nagle w Polsce niesamowicie progresywnego systemu podatkowego i ogromnie dociążonej klasy wyższej czy średniej. 

Obniżenie klina z prawie 40 proc. do ok. 35 proc. oznacza, że osoby o najniższych zarobkach zyskają ok. 150 zł miesięcznie na rękę. Niby to nie jest dużo, ale dla osób o niskich dochodach - np. zarabiających netto ok. 2 tys. zł - te 150 zł więcej to jest istotna podwyżka wynagrodzenia.

Zmniejszenie klina dla osób o niskich dochodach może mieć pozytywne efekty na rynku pracy. To te osoby są dzisiaj często zatrudniane w szarej strefie albo część wynagrodzenia jest im wypłacana pod stołem. Wysoka kwota wolna może w jakimś stopniu zmniejszyć bodźce do tego typu zjawisk. Może też wyciągnąć z bierności zawodowej część osób pozostających zupełnie poza rynkiem pracy.

Jak po reformie klin podatkowy wyglądałby dla wyższych dochodów?

Przy umowie o pracę klin podatkowy jest obecnie w zasadzie liniowy, on wynosi ok. 40 proc. niezależnie od wysokości pensji. Po reformie będzie się on mieścił w zakresie od 35 proc. dla najniższych wynagrodzeń do 45 proc. przy najwyższych, rzędu kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie.

Zakładam, że dla zdefiniowanej w sobotę "klasy średniej", czyli osób z zarobkami od ok. 6 do 11-13 tys. zł brutto - dla których nic nie ma się zmienić - klin pozostanie na poziomie mniej więcej 40 proc. 

Tak, trochę powyżej 40 proc.

Natomiast mamy jeszcze opodatkowanie działalności gospodarczych. W przypadku wysoko dochodowych działalności ono wzrośnie. Działalności do ok. 6 tys. zł dochodu miesięcznego zyskają na tej reformie. Działalności w przedziale dochodów od 6 do 11 tys. zł stracą, ale niewiele - to będzie podwyższenie klina podatkowego o ok. 2 p. proc. Rzeczywiście bardziej znacząco zaczną tracić działalności, z których miesięczny dochód wynosi kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy złotych brutto. 

Wciąż jednak po tej reformie opodatkowanie działalności gospodarczej będzie preferowane wobec umów o pracę. Różnica między opodatkowaniem tych dwóch form zmniejszy się, ale nadal klin podatkowy przy działalnościach gospodarczych będzie niższy o kilkanaście punktów procentowych.

Z czego to wynika? Z niższych składek społecznych?

Z dwóch rzeczy. Po pierwsze - z ryczałtowych składek ZUS. Reforma ma wprowadzić proporcjonalną składkę zdrowotną, ale składki ZUS pozostaną ryczałtowe.

Po drugie - z podatku liniowego, z którego nie mogą korzystać osoby zatrudnione na umowach o pracę [19 proc. dla wszystkich dochodów - przy wysokich dochodach bardziej opłacalne niż skala podatkowa 17/32 proc. - red.].

embed

Mówi Pan, że reforma wprowadzi do polskiego systemu podatkowego tylko umiarkowaną progresję. Gdyby rząd chciał wprowadzać jeszcze większą - to gdzie powinien "uderzać", co zmieniać?

Myślę, że w polskiej debacie publicznej już ta reforma jest rewolucyjna, choć jeśli porównamy się do innych państw, to wcale rewolucji nie wprowadzamy.

Nie zmienialiśmy w ten sposób systemu podatkowego od kilkunastu lat. Wszystko duże zmiany w ostatnich dwudziestu latach szły raczej w drugą stronę. Mam na myśli m.in. wprowadzenie podatku liniowego dla działalności gospodarczej czy potem - przy poprzednich rządach PiS, jeszcze za Zyty Gilowskiej - zmianę skali podatkowej. 

Teraz mamy pierwszą od naprawdę dwóch dekad reformę, która idzie w odwrotnym kierunku, czyli obniża opodatkowanie niskich wynagrodzeń i podnosi opodatkowanie wysokich dochodów.

Ogółem uważam więc, że w polskich warunkach ta reforma jest dobra. Choć ma swoje wady.

Co jest więc z tą reformą nie tak?

Dostrzegam dwie wady. Pierwsza - duża część korzyści trafia do emerytów. Oni w ostatnich latach już byli dosyć mocno docenieni przez naszą politykę publiczną. Kolejny transfer do emerytów? Zasadne jest pytanie, czy to już nie za dużo. 

Tym bardziej w tej chwili domagałbym się zniesienia 13. i 14. emerytury. Wydaje się, że "czternastka" nie jest w planach rządu, bo Ministerstwo Finansów w przesłanym do Komisji Europejskiej planie nie zapisało jej. Pytanie, czy to nie ma związku - że "dajemy" w ramach reformy podatkowej, więc już nie będzie 14. emerytury. Jeśli tak, to dobrze.

Druga wada, którą widzę, to mocne uderzenie tej reformy w dochody samorządów. Kwota wolna obniży dochody z PIT, a część wpływów z PIT trafia do samorządów.

Rząd zapowiada jakiś mechanizm kompensujący.

Powinien być mechanizm rekompensat - chciałbym to podkreślić. On jest potrzebny. Rzeczywiście jest taka zapowiedź, i bardzo dobrze.

Na pewno też rząd będzie musiał przemyśleć na nowo zasady reformy OFE - jeśli będzie chciał ją kontynuować. Konkretnie mam na myśli 15-procentową opłatę przekształceniową, która przy podwyżce kwoty wolnej traci sens [rząd tłumaczył, że ma ona być "ekwiwalentem" podatku PIT pobieranego od emerytur - red.].

Od początku nie byłem entuzjastą opłaty przekształceniowej i obecna reforma nie ma znaczenia dla tej oceny. Opłata przekształceniowa zabiera pieniądze teraz, uzasadniając to tym, że i tak mogłyby one być zabrane w przyszłości. Ale my nie wiemy, jaki będzie w przyszłości system podatkowy - być może za pięć albo dziesięć lat inny rząd wprowadzi taką reformę, że jednak będzie podatek od emerytur.

Więcej o: