W niedzielę samolot Ryanaira lecący z Aten do Wilna zmuszono do awaryjnego lądowania w Mińsku. Kontrolerzy lotów przekazali pilotom, że na pokładzie maszyny może być bomba, co później okazało się nieprawdą. Białoruska opozycja, a także niezależne media twierdzą z kolei, że załodze samolotu zagrożono zestrzeleniem.
Maszyna wyleciała z białoruskiego lotniska po siedmiu godzinach. Jednak na jej pokład nie wrócili wszyscy pasażerowie. Zatrzymano bowiem Romana Protasewicza, dziennikarza i byłego redaktora naczelnego opozycyjnego kanału NEXTA. Niezależna gazeta internetowa "Nawiny", a także białoruski opozycjonista Paweł Łatuszka, podali, że w Mińsku pozostali dwaj obywatele Białorusi, a także czterej obywatele Rosji. Osobą towarzyszącą Protasewicza była jego dziewczyna. Według ostatnich informacji ona również została zatrzymana przez białoruskie służby bezpieczeństwa. Można spekulować, że Rosjanie, którzy nie polecieli do Wilna, to agenci służb, którzy śledzili opozycjonistę już na lotnisku w Atenach.
W niedzielę wieczorem Ryanair wydał oświadczenie w sprawie awaryjnego lądowania samolotu. Linie lotnicze poinformowały, że maszyna wylądowała bezpiecznie i nie znaleziono w niej niepożądanych materiałów. Komunikat ten został mocno skrytykowany, ponieważ linia nie wspomniała ani słowem o zatrzymaniu dziennikarza. W oświadczeniu stwierdzono również, że lot został skierowany na najbliższe lotnisko, do Mińska, co jest nieprawdą - znacznie bliżej było lotnisko docelowe, czyli to w Wilnie.
"Jakby nigdy nic, w komunikacie zapomnieli wspomnieć o uprowadzeniu jednego z pasażerów Białorusina Romana Protasewicza i jego dziewczyny" - napisał poseł Michał Szczerba.
"Uprowadzenie Romana Protasewicza. Czy interesy biznesowe przeważają nad ochroną pasażerów? Czy każdy powinien się zastanowić, czy wsiąść do samolotu Ryanair - bo możemy być wydani reżimowi, który sobie tego zażyczy? Dopóki nie uzyskam odpowiedzi, nie wsiądę na pokład Ryanair" - podkreśliła wicemarszałkini Senatu Gabriela Morawska-Stanecka. Jak dodała, "linia lotnicza nie miała prawa wydać pasażera, który nie leciał do Mińska".