Narodowy Program Szczepień (NPS) miał być wehikułem, który wydobędzie Polskę ze szponów pandemii koronawirusa. Miał, bo po kilku miesiącach jego trwania i związanym ze szczytem trzeciej fali pandemii wielkim zainteresowaniem szczepieniami, zaczyna wyraźnie wyhamowywać. W takim tempie jak obecnie nie mamy szans wyszczepić odpowiedniego odsetka populacji i uzyskać tzw. odporności stadnej przed październikiem. A być może w ogóle. Wiąże się z tym poważne zagrożenie, że Polacy jeszcze raz będą musieli przejść przez piekło - zdrowotne, społeczne i ekonomiczne.
Nie bez powodu odpowiedzialny za NPS szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk nie krył ostatnio sceptycyzmu.
Według ostatnich sondaży osób, które chcą się zaszczepić, jest między 60 a 70 procent, ale rzeczywistość weryfikuje tego rodzaju deklaracje
- powiedział podczas jednej z konferencji prasowych. I dodał:
W perspektywie kilku tygodni największym wyzwaniem przestanie być dostępność szczepionki, a przekonanie jak największej liczby Polaków, żeby się zaszczepili
Na razie liczby nie wyglądają imponująco. Co prawda wykonaliśmy już niemal 19,2 mln szczepień, ale liczba osób w pełni zaszczepionych - dwiema dawkami albo jedną dawką preparatu Johnson&Johnson - to tylko 6,3 mln. Przynajmniej jedną dawkę szczepionki przyjęło jak dotąd 13,3 mln obywateli. Martwić powinna inna wartość, a mianowicie 21 mln obywateli. Właśnie tylu Polaków - według danych, które Rządowe Centrum e-Zdrowia przekazało przed kilkoma dniami Wirtualnej Polsce - w ogóle nie zarejestrowało się na szczepienie.
To ogromna liczba - 55,6 proc. całości populacji - która może storpedować NPS. Dla porównania wspomniane 6,3 mln osób całkowicie zaszczepionych to zaledwie 16,67 proc. całości społeczeństwa. Dla porównania, osoby częściowo zaszczepione (czyli te, które przyjęły pierwszą dawkę szczepionki) stanowią w Polsce 18,48 proc. ogółu populacji. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku jesteśmy poniżej unijnej średniej, która wynosi odpowiednio: 16,85 i 20 proc. W gronie 27 państw członkowskich UE Polska zajmuje 15. miejsce pod względem osób częściowo zaszczepionych i 14., jeśli chodzi o tych, którzy otrzymali obie dawki szczepionki (albo jednodawkowy preparat Johnson&Johnson).
Jeszcze niżej jesteśmy, gdy pod lupę weźmiemy odsetek osób, które otrzymały chociażby jedną dawkę szczepionki. W przypadku Polski to 35,15 proc. społeczeństwa, co przekłada się na 16. miejsce w gronie państw unijnych.
Pod względem każdego z tych wskaźników daleko nam do unijnej czołówki. Nie chodzi nawet o Maltę czy Węgry, które jako jedyne w UE przekroczyły już poziom 50 proc. populacji zaszczepionych przynajmniej jedną dawką, ale nawet Cypr, Finlandię czy Niemcy, które zdążyły pod tym względem osiągnąć poziom ponad 40 proc.
Niestety nic nie wskazuje, żeby w przypadku Polski nagle miało dojść pod tym względem do radykalnej poprawy i skokowego wzrostu liczby zaszczepionych. Wyniki badań społecznych niepokoją. W sondażu IBRiS-u przeprowadzonym na zlecenie Onetu pod koniec kwietnia przeszło jedna czwarta Polaków (27,8 proc.) zadeklarowała, że nie planuje się zaszczepić. Jeszcze bardziej pesymistyczne dane przyniósł sondaż Centrum Badawczo-Rozwojowego BioStat dla Wirtualnej Polski z pierwszej połowy maja. W tym wypadku już co trzeci Polak (33,6 proc.) deklarował brak chęci do przyjęcia szczepionki przeciwko COVID-19.
Kiedy NPS startował, spekulowano, że odporność populacyjną uda się uzyskać przy zaszczepieniu około 70 proc. populacji. Dzisiaj ta liczba jest już nieaktualna, a cytowane powyższej najnowsze badania pokazują, że nawet gdyby była, to mielibyśmy ogromne problemy z jej uzyskaniem. Jaki odsetek Polaków powinien przyjąć szczepionkę, żebyśmy jako społeczeństwo uzyskali tzw. odporność stadną? - Jak największy, tego nikt dzisiaj nie wie - nie owija w bawełnę wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Nie ma żadnej dolnej granicy. To są wszystko gdybania i nikt dzisiaj nie wie, ile wynosi granica odporności populacyjnej dla SARS-CoV-2. Niektórzy liczyli na 60 proc., ale już wiemy, że to się nie sprawdza. Im więcej, tym lepiej
- dodaje w rozmowie z Gazeta.pl.
Kiedy pytamy go, jakie są szanse na wyszczepienie dostatecznego odsetka populacji do końca września, nasz rozmówca odpowiada brutalnie szczerze:
Nie róbmy sobie jaj. Nie patrzmy na liczbę podanych dawek szczepionki, bo zupełnie nie o to chodzi, tylko na liczbę całkowicie wyszczepionych ludzi. Jeżeli jest to na poziomie 16 proc., to o czym my w ogóle mówimy. To będzie dzień dziecka i święto lasu, jeśli do końca września mielibyśmy wyszczepić całą populację. Nie zrobimy tego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że co najmniej 25 proc. dorosłych Polaków mówi, że nie zamierza się zaszczepić
Nic dziwnego, że rząd chwyta się wszelkich możliwych sposobów na to, żeby zwiększyć popularność szczepień i zachęcić Polaków do rejestracji. Dowodem na to jest ogłoszona przed kilkoma dniami Loteria Narodowego Programu Szczepień, w której do wygrania będzie milion złotych oraz wiele mniejszych nagród (m.in. nagrody pieniężne w wysokości 50 i 100 tys. zł, samochody hybrydowe, elektryczne hulajnogi).
Jak mówił minister Dworczyk, skłonienie Polaków do szczepień "to jest wyzwanie dla nas wszystkich, to jest wyzwaniem ponadpolityczne".
To nie jest wyzwanie tylko dla rządu, dla lekarzy, to wyzwanie dla wszystkich dlatego, że tylko zaszczepienie jak największej części populacji pozwoli nam na zwyciężenie COVID-19
- ocenił szef KPRM.
Jeśli loteria szczepionkowa nie pomoże, a pogląd Polaków na szczepienie radykalnie nie zmieni się w najbliższej przyszłości, możemy zapłacić za to rachunek już jesienią. Na własne życzenie zafundujemy sobie czwartą falę pandemii i to w poważnych rozmiarach. - Może tak, niestety, być - przewiduje dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.
Czwarta fala grozi nam tym realniej, im bardziej Polacy będą zachowywać się jak ostatni debile. A przez ostatni rok absolutnie nie wykazywaliśmy zasad solidarności społecznej czy zdrowego rozsądku
- nie przebiera w słowach wirusolog.
Czy można jakoś tego uniknąć? W teorii rozwiązaniem byłoby wprowadzenie obowiązkowych szczepień na COVID-19. O ile w przypadku dzieci i młodzieży jest to wykonalne - wystarczy, że minister zdrowia zaliczy je do programu szczepień ochronnych - o tyle, żeby zmusić dorosłych konieczne byłyby poważne zmiany w obowiązującym prawie.
O obowiązkowości szczepień przeciwko koronawirusa nie chcą też słyszeć Polacy. Dowodzą tego badania opinii publicznej z ostatnich dni. W sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski takiego rozwiązania nie życzy sobie 65,6 proc. społeczeństwa, natomiast w badaniu tej samej pracowni dla "Dziennika Gazety Prawnej" i RMF FM - 62,2 proc. Wniosek z tego jest jasny: zmuszenie Polaków do szczepień byłoby ruchem niezwykle kosztownym politycznie. Tylko co, jeśli innego wyboru Polska mieć nie będzie?