Inflacja w Polsce w maju 2021 r. wyniosła 4,8 proc. w skali roku. Miesiąc do miesiąca, tj. w porównaniu z kwietniem br., wskaźnik cen w Polsce poszedł w górę o 0,3 proc. Takie są najnowsze dane z Głównego Urzędu Statystycznego.
Jak wskazują dane GUS, w skali roku żywność i napoje bezalkoholowe podrożały o 1,7 proc., nośniki energii o 4,4 proc., a paliwa do prywatnych środków transportu aż o 33 proc.
W porównaniu z kwietniem br., żywność i napoje podrożały z kolei o 0,6 proc., a nośniki energii o 0,3 proc. Paliwa potaniały o 0,9 proc.
Bardziej szczegółowe dane - o wzrostach lub spadkach cen poszczególnych towarów i usług - poznamy w połowie czerwca.
Inflacja 4,8 proc. to odczyt wyższy niż w kwietniu 2021 r. Wówczas wskaźnik cen rósł w tempie 4,3 proc. rok do roku.
Choć przed publikacją danych o majowej inflacji pojawiały się pojedyncze prognozy, że możemy zobaczyć odczyt z cyfrą 5 na początku, to mimo wszystko większość analityków obstawiała nieco niższy poziom inflacji. Dlatego inflacja 4,8 proc. jest zgodna z rynkowym konsensusem.
Jak wynika z danych GUS, poprzednio ceny towarów i usług konsumpcyjnych rosły w Polsce w skali roku szybciej dekadę temu - w 2011 r. Wówczas w listopadzie odnotowano odczyt 4,8 proc. - czyli taki sam, jak teraz. Wyższą inflację poprzednio odnotowano w maju 2011 r. - 5 proc.
Metodologia wyliczania inflacji przez GUS jest nieco inna niż Eurostatu. Według danych europejskiej agencji statystycznej, w kwietniu (dane za maj poznamy w drugiej połowie czerwca) inflacja w Polsce wyniosła 5,1 proc. i była najwyższa od czerwca 2001 r.
Ekonomiści raczej nie mają wątpliwości, że w kolejnych miesiącach będziemy musieli przyzwyczaić się do wysokich odczytów inflacji. Według ekspertów z banku Pekao, w całym 2021 r. zobaczymy średnioroczny wzrost cen o ok. 4 proc.
Gospodarka szybko się odbudowuje, na to nakładają się ograniczenia podażowe, przez które rosną koszty produkcji. Do tego rynek pracy przeszedł przez epidemię prawie suchą stopą, co oznacza, że brakuje pracowników, a więc można spodziewać się rosnących wynagrodzeń. Biorąc to wszystko pod uwagę, to brakuje argumentów, aby inflacja sama z siebie zaczęła spadać. Trzeba się liczyć z tym, że wyniesie ona w tym roku ponad 4 proc. a w przyszłym roku będzie niewiele niższa
- mówił w PAP Adam Antoniak, ekonomista Pekao.