Inflacja w maju 2021 r. wyniosła w Polsce 4,8 proc. - poinformował GUS, opierając się na tzw. szybkim szacunku. Tak wysoki odczyt GUS podał ostatnio niemal dekadę temu - w listopadzie 2011 r., a wyższy (5 proc.) w maju tamtego roku.
Jak jednak inflacja przekłada się na realne życie? W rozmowie z Gazeta.pl przypomniał to profesor Marek Góra, współtwórca reformy emerytalnej z 1999, ekspert od rynku pracy.
- Pokolenie wchodzące na rynek pracy nie pamięta inflacji, więc to pojęcie do niektórych nie przemawia. Ale to nie jest pojęcie ekonomiczne, ale coś, co ma realny wpływ na życie - zauważa ekspert.
- Inflacja powoduje, że możemy kupić mniej. To tak jakbyśmy mniej zarobili. Z punktu widzenia naszego codziennego życia inflacja działa tak, jakby nam obniżono pensje, pożera nasze zarobki, pożera też oszczędności - zauważa.
Ekonomista przypomina, że niska inflacja, na poziomie 1-2 proc. nie jest groźna. - Jeśli przekracza ten poziom, to zaczyna się problem, bo może być jednym z najbardziej dolegliwych zjawisk. Inflacja nie jest problemem ekonomistów, a zwykłego człowieka, któremu zarobione pieniądze topnieją w kieszeni.
Ekspert przypomniał też, że szczególnie groźna jest hiperinflacja czy spirala inflacyjna, które mogą być niebezpieczne również dla gospodarki.
Andrzej Domański, ekonomista, analityk rynków finansowych, zastępca dyrektora Instytutu Obywatelskiego, w rozmowie z Gazeta.pl tłumaczy, że inflacja jest szczególnie groźna w odniesieniu do naszych oszczędności.
- Jeżeli inflacja wyniosła w maju 4,8 proc. a ekonomiści oczekują, że utrzyma się na tym poziomie przez cały obecny i kolejny rok, a oprocentowanie lokat w naszym banku jest na zero, to oznacza, że siła nabywcza naszych oszczędności będzie za rok ponad 4 proc. mniejsza. Inflacja ma więc bezpośredni wpływ na wartość naszych oszczędności, a NBP nie reaguje należycie na to rosnące zagrożenie - stwierdził. - W świecie niemalże zerowych stóp procentowych, który jest pokłosiem polityki prowadzonej przez NBP, nasze oszczędności będą realnie tracić przez cały obecny i przyszły rok - wyjaśnił ekspert.
Wyjaśnił też, że za podwyżki niektórych dóbr odpowiadają czynniki strukturalne, związane z pandemią. Najbardziej dotkliwy jest jednak wzrost cen żywności, benzyny i innych dóbr podstawowych, których udział w naszych wydatkach jest największy.
Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Center Club w rozmowie z next.gazeta.pl przypomina, że o tym, czym jest inflacja, przekonało się w ostatnich kilkudziesięciu latach wiele krajów. - Kiedyś Wenezuela, Angola, teraz Turcja, Iran - wylicza.
- Ale i w Polsce w latach 80. mieliśmy do czynienia z prawdziwą spiralą inflacyjną. W roku 1989 w ciągu jednego miesiąca (sierpień) inflacja wyniosła 50 proc. - przypomina.
Zdaniem eksperta najważniejsze jest jednak, czy w ślad za inflacją, która w Polsce wynosi 4-5 proc., nastąpi silny wzrost wynagrodzeń i/lub silna deprecjacja złotego. - Jeśli wynagrodzenia w roku 2021 urosną o 10 proc., a nie będzie odpowiedniej reakcji ze strony RPP, inflacja może nadal rosnąć - wyjaśnił prof. Gomułka.
Na początku maja ryzyko wysokiej inflacji ocenił też Marek Belka, były minister finansów i były szef NBP. Ocenił brak przeciwdziałania inflacji ze strony Rady Polityki Pieniężnej. - Martwi mnie to. Pamiętam niedawne stwierdzenie, nie wiem, czy to padło z ust prezesa, czy któregoś z członków RPP, że przecież walka z inflacją oznacza tak naprawdę niebezpieczeństwo zwiększenia stopy bezrobocia - stwierdził Marek Belka.
- To święta prawda, tylko że jeżeli inflacja jest na poziomie czterech procent, to ten koszt ekonomiczny i społeczny przyhamowania lekkiego będzie nieznaczny. Natomiast przy inflacji osiem procent załóżmy, wtedy wpadamy w taką bardzo odczuwalną i bolesną recesję. Mówiąc krótko - jak się odkłada moment reakcji na inflację, to wtedy koszt zaczyna być znacznie większy - wyjaśnił.
Towarzystwo Ekonomistów Polski zwraca uwagę na fakt, że inflacja w Polsce osiąga poziomy najwyższe w UE. "Biorąc pod uwagę opóźnienia w transmisji impulsów w polityce pieniężnej, decyzje RPP już są mocno spóźnione" - czytamy w komunikacie organizacji.
Zdaniem ekspertów TEP nie powinniśmy mieć wątpliwości, że obserwowana w ostatnich miesiącach wysoka dynamika cen może sprawić, że konsumenci i producenci będą oczekiwać wyższej inflacji. "Podwyżki stóp procentowych są niezbędnym elementem przeciwdziałania nakręcania się spirali cenowo-płacowej oraz czynnikiem powstrzymującym utratę wiarygodności banku centralnego" - czytamy w analizie Towarzystwa. "NBP powinien wreszcie zacząć walczyć z inflacją" - podsumowuje organizacja.