W czwartek duńska rada odwoławcza ds. środowiska i żywności tymczasowo wycofała pozwolenie na budowę gazociągu Baltic Pipe - realizowany przez polską spółkę Gaz-System i duński Energinet. Powodem decyzji są wątpliwości dotyczące ochrony niektórych gatunków myszy i nietoperzy, a także kwestie zabezpieczenia terenu ich rozrodu. Chodzi o odcinek gazociągu liczący ok. 210 km.
Marian Kaagh, wiceprezeska duńskiego Energinet, cytowana przez rosyjską agencję Tass, zauważa, że zdaniem Izby Odwoławczej spółka powinna "udokumentować, w jaki sposób zamierza chronić zagrożone gatunki zwierząt jeszcze przed wydaniem pozwolenia".
Jesper Nørskov Rasmussen, rzecznik prasowy Energinet, w odpowiedzi na zapytanie next.gazeta.pl stwierdził, że spółka jest "w ścisłym kontakcie z duńską Agencją Ochrony Środowiska". "W tej chwili nie można jeszcze stwierdzić, kiedy pozwolenie może zostać ponownie wydane" - napisał.
Decyzja Danii wywołała serię komentarzy - zarówno politycznych jak i ekonomicznych. Kjell Eikland, ekspert branżowego portalu Montel News, twierdzi, że wstrzymanie pozwolenia, chociaż zaskakujące, "nie będzie miało żadnego wpływu na polski rynek", jednak o ile zgoda na budowę zostanie ponownie wydana "w ciągu 6-12 miesięcy".
Przebieg Baltic Pipe Ilustracja: Lemiel (Wikimedia / CC 3.0)
Decyzję Duńczyków komentują też polscy politycy. - W interesie Rzeczpospolitej i całej Europy Środkowej jest jak najszybsze skończenie tego projektu i liczymy tutaj na przychylność rządu duńskiego - stwierdził na antenie Polskiego Radia Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych.
Baltic Pipe to inwestycja, za którą odpowiadają dwie spółki - polski Gaz-System i duński Energinet. Przewidywany termin zakończenia budowy gazociągu to październik 2022 roku. Ma on połączyć polski i duński system przesyłu gazu, dzięki czemu do Polski trafi gaz z szelfu norweskiego. Koszt inwestycji to ok. 1,7 mld euro.