To duża pomoc, ale potrzebujemy szczepionek znacznie więcej i o wiele szybciej, bo w tej chwili wirus rozprzestrzenia się o wiele sprawniej, niż światowa dystrybucja szczepionek
- stwierdził niedawno szef Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus. Tymi słowami skomentował obietnicę państw G7, które zobowiązały się do końca przyszłego roku przekazać krajom rozwijającym się miliard dawek szczepionek na koronawirusa.
Codziennie umiera ponad 10 tys. osób. Te społeczności potrzebują szczepionek teraz, a nie w przyszłym roku
- dodał.
Nadszedł moment, w którym największe i najbardziej technologicznie rozwinięte państwa demokratyczne muszą sprostać swojej odpowiedzialności i zaszczepić świat
- to z kolei słowa Borisa Johnsona, który był gospodarzem odbywającego się w Kornwalii szczytu G7. Jak dodał premier Wielkiej Brytanii, "nikt nie będzie dostatecznie chroniony, dopóki wszyscy nie będą chronieni".
Dysproporcje w tempie szczepień pomiędzy rozwiniętym Zachodem a państwami rozwijającymi się są gigantyczne. Według wyliczeń dziennika "The Guardian", w przypadku państw G7 wynoszą aż 73:1. Z kolei amerykański Uniwersytet Johnsa Hopkinsa wylicza, że dotychczas na całym świecie podano niespełna 2,1 mld dawek szczepionek na COVID-19. Ponieważ większość dostępnych na rynku preparatów jest dwudawkowa, akademicy ze Stanów Zjednoczonych szacują, że aktualnie zaszczepiona jest mniej więcej jedna ósma światowej populacji.
Inicjatywa Johnsona jest nieprzypadkowa. To właśnie Wielka Brytania - spośród dużych państw - jest jednym ze światowych liderów, jeśli chodzi o procent wyszczepienia populacji. W Europie pod tym względem nie ma sobie równych. Aktualnie pełną ochronę przed COVID-19 ma już 44,5 proc. Brytyjczyków. Kolejne 17,12 proc. obywateli otrzymało pierwszą dawkę preparatu, zwalczającego koronawirusa.
Lepszym wynikiem może pochwalić się jedynie Malta, która w pełni zaszczepiła już 60 proc. swoich obywateli. Z pozostałej części populacji 17,4 proc. Maltańczyków ma już za sobą przyjęcie pierwszej dawki szczepionki. Różnica polega na tym, że wyszczepienie populacji Malty jest znacznie prostszym procesem pod kątem organizacyjnym i logistycznym. Malta liczy bowiem zaledwie 514 tys. mieszkańców. Wielka Brytania - niemal 61 mln.
Brytyjczycy już zresztą dyskontują ambitną, odważną i sprawną politykę proszczepienną. W ostatnich tygodniach na Wyspach pojawiła się najzjadliwsza z dotychczas odkrytych mutacji koronawirusa - tzw. wariant Delta, zwany też wariantem „indyjskim". Szybko zdominował obecny w Wielkiej Brytanii wariant "brytyjski", który był odpowiedzialny za wiosenną falę koronawirusa w całej Europie.
Co prawda z powodu wariantu Delta brytyjski rząd opóźnił całkowite "otwarcie" kraju do 19 lipca, ale nowa odmiana koronawirusa na razie nie wywołuje spustoszenia na Wyspach. Właśnie dzięki sprawnej akcji szczepienia społeczeństwa wzrost liczby nowych przypadków, chociaż jest wyraźny - 17 czerwca odnotowano 11 007 nowych przypadków, czyli najwięcej od 19 lutego - to nie wymyka się spod kontroli, a mimo większej zjadliwości nowej odmiany koronawirusa hospitalizacji, ciężkich przypadków COVID-19 i zgonów jest zdecydowanie mniej niż podczas wiosennej fali zachorowań (17 czerwca zaraportowano zaledwie 19 przypadków śmiertelnych). Poza tym, według brytyjskiego resortu zdrowia, dotyczą przede wszystkim osób niezaszczepionych.
Wielka Brytania, podobnie jak Izrael, jest najlepszym dowodem na skuteczność polityki powszechnych szczepień przeciwko COVID-19. I to mimo tego, że nawet jej wciąż daleko do uzyskania odporności populacyjnej przeciwko koronawirusowi. Bliżej tego jest Izrael, który dwie dawki szczepionki (bądź jedną dawkę preparatu Johnson&Johnson) podał już ponad 59 proc. swoich obywateli. Jedną dawkę otrzymało kolejne 3,9 proc. Izraelczyków.
W Unii Europejskiej niekwestionowanymi liderami są Malta i Węgry. Nasi bratankowie dwie dawki preparatu przeciwko COVID-19 podali ponad 44 proc. społeczeństwa, natomiast 11,3 proc. otrzymało na razie jedną dawkę. W tym względzie Polska z jej Narodowym Programem Szczepień wypada bardzo blado. Pełną ochronę przed COVID-19 ma tylko co czwarty Polak (26,24 proc.). Natomiast 14,85 proc. przyjęło jak dotąd tylko jedną dawkę szczepionki. To odpowiednio dwunaste i osiemnaste miejsce w Unii Europejskiej.
Pod względem szczepień dystans pomiędzy Polską a unijną czołówką powiększa się Grafika: Marta Kondrusik
Co gorsze, sondaże wskazują, że na rychłą poprawę wskaźników wyszczepienia naszego społeczeństwa się nie zanosi. W zależności od badania, niechęć do szczepienia deklaruje od jednej czwartej do jednej trzeciej społeczeństwa. Gdyby te szacunki znalazły potwierdzenie w rzeczywistości, uzyskanie odporności populacyjnej okazałoby się niemożliwe. Zwłaszcza, że tak naprawdę wirusolodzy wciąż nie wiedzą, ile powinna ona wynosić w przypadku COVID-19.
Nie ma żadnej dolnej granicy. To są wszystko gdybania i nikt dzisiaj nie wie, ile wynosi granica odporności populacyjnej dla SARS-CoV-2. Niektórzy liczyli na 60 proc., ale już wiemy, że to się nie sprawdza. Im więcej, tym lepiej
- skomentował pod koniec maja w rozmowie z Gazeta.pl wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Nasz rozmówca już wówczas był bardzo sceptyczny, co do możliwości osiągnięcia przez Polskę odporności populacyjnej przed nadejściem jesiennego sezonu grypowego.
To będzie dzień dziecka i święto lasu, jeśli do końca września mielibyśmy wyszczepić całą populację. Nie zrobimy tego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że co najmniej 25 proc. dorosłych Polaków mówi, że nie zamierza się zaszczepić
- szacował.
To dlatego rząd zdecydował się na uruchomienie Loterii Narodowego Programu Szczepień, w której do wygrania będzie milion złotych oraz wiele mniejszych nagród (m.in. nagrody pieniężne w wysokości 50 i 100 tys. zł, samochody hybrydowe, elektryczne hulajnogi). Jak mówił wówczas odpowiedzialny za Narodowy Program Szczepień minister Michał Dworczyk, zaszczepienie największej możliwej liczby obywateli jest aktualnie priorytetem rządu.
To nie jest wyzwanie tylko dla rządu, dla lekarzy, to wyzwanie dla wszystkich dlatego, że tylko zaszczepienie jak największej części populacji pozwoli nam na zwyciężenie COVID-19
- podkreślił szef Kancelarii Premiera.
Co jeśli loteria NPS zawiedzie, a Polacy nie pójdą po rozum do głowy i nie przekonają się do szczepień? Możliwości są dwie. Pierwsza to wprowadzenie obowiązkowych szczepień przeciwko COVID-19. Rzecz w tym, że wymagałoby to daleko idących zmian prawnych. Ponadto, opór społeczny w tej materii byłby ogromny i dla rządu byłaby to niezwykle kosztowna politycznie operacja. Druga opcja zakłada ponowne wprowadzenie obostrzeń i być może także "miękkiego" albo "twardego" lockdownu. Kolejny raz na wiele tygodni zamknięta zostanie gospodarka, "zamrożone" życie społeczno-kulturowe, a system ochrony zdrowia ponownie stanie przed gigantycznym wyzwaniem, żeby nie upaść pod ciężarem pandemii.
Czwarta fala grozi nam tym realniej, im bardziej Polacy będą zachowywać się jak ostatni debile. A przez ostatni rok absolutnie nie wykazywaliśmy zasad solidarności społecznej czy zdrowego rozsądku
- brutalnie podsumowuje rysujące się przed Polską perspektywy dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.