Dochód podstawowy. Opcja "deluxe" to koszt 547 mld zł, w wersji Hołowni niecały miliard [WYKRES DNIA]

Przedstawiciele ugrupowania Polska 2050 wprawili w osłupienie opinię publiczną pomysłem, aby rozważyć wprowadzenie dochodu gwarantowanego na poziomie pensji minimalnej. Wprawdzie szybko okazało się, że rozwiązanie miałoby dotyczyć wyłącznie pracowników zamykanych kopalń i ewentualnie powiązanych z nimi zakładów, to i tak wzbudziło wielkie emocje.

Pomysł Polski 2050 jest na razie chaotyczny. Zaczęło się od filmu wrzuconego 25 czerwca na profil partii Polska 2050 Szymona Hołowni. Zawierał on fragment wystąpienia przewodniczącego Michała Koboski w Bogatyni, w pobliżu kopalni i elektrowni Turów. Film opisano słowami "Należy bardzo poważnie rozważyć wprowadzenie dochodu gwarantowanego na poziomie pensji minimalnej".

Fragment został dość niefortunnie wycięty, bo dopiero z jego dalszej części można wywnioskować, że idea nie dotyczy wszystkich Polaków. Nie każdy musiał też rozpoznać scenerię, w której padła deklaracja. Dlatego szybko cały zamysł musiał uściślać sam Hołownia tłumacząc, że pieniądze otrzymywaliby wyłącznie "górnicy i pracownicy przemysłu okołogórniczego".

Zresztą już w trakcie swojego wystąpienia w Bogatyni lider ruchu mówił, że nie planuje wprowadzenia dochodu gwarantowanego na terenie całej Polski, a wyłącznie dla części osób z transformowanych obszarów. Dodawał, że o ile kompleks w Turowie nie może zostać zamknięty od razu, to "prędzej czy później trzeba będzie go zamknąć i już dziś musimy ludziom uczciwie mówić, co mogłoby być ich przyszłością za dwa, trzy czy pięć lat". W kontekście Polska 2050 postulowała m.in. budowę w regionie centrum kompetencji i  centrum badawczo-rozwojowego oraz wprowadzenie programu termomodernizacji i inwestycji w małe OZE (który, według szacunków ruchu, mógłby dać 5 tys. nowych miejsc pracy).

Kto i ile miałby dostawać dochodu gwarantowanego?

To nadal nie rozwiewa jednak wszystkich wątpliwości. O ile w sobotę Kobosko wyraźnie zaznaczał, że dochód gwarantowany powinien być wypłacany do osiągnięcia wieku emerytalnego, o tyle już w środę w rozmowie z radiowej "Jedynce" posłanka Hanna Gill-Piątek mówiła, że na to świadczenie można byłoby liczyć do momentu przekwalifikowania się i "stanięcia na nogi".

Co równie ważne, z ust Gill-Piątek padło konkretne wyliczenie, następnie powtórzone m.in. na profilu partii na Facebooku. Według wyliczeń Polski 2050, koszt minimalnego dochodu gwarantowanego dla zwalnianych górników byłby dziesięciokrotnie niższy niż obecne dopłaty do kopalń. 

Od 30 lat dopłaciliśmy do wydobycia węgla, do górnictwa 255 miliardów złotych. To około osiem miliardów rocznie. Kiedy kalkulowaliśmy ile by takie świadczenie kosztowało, to ono kosztuje rocznie dziesięć razy razy mniej

- mówiła Gill-Piątek w Polskim Radiu.

A więc - kalkulatory w dłonie. Gdyby założyć, że na dochód gwarantowany dla górników miałoby iść ok. 800-900 mln zł rocznie (o takiej kwocie mówił też we wtorek Michał Kobosko w rozmowie w money.pl), to taka kwota wystarczyłaby na wypłatę 2,8 tys. zł co miesiąc (tyle wynosi w 2021 r. płaca minimalna) dla około 25 tys. osób.

To spina się, nawet z nawiązką, dla Kopalni i Elektrowni Turów, gdzie - według danych PGE - pracuje ok. 3,6 tys. osób, a kolejnych kilkanaście tysięcy w innych podmiotach współpracujących z turoszowskim kompleksem. 

Ale podobne świadczenie - o ile miałoby być stałe (do emerytury), a nie czasowe (do znalezienia nowej pracy) - w kontekście pełnej restrukturyzacji polskiego górnictwa byłoby znacznie kosztowniejsze. Po pierwsze, biorąc pod uwagę rosnącą wysokość dochodu gwarantowanego (skoro ma wynosić płacę minimalną), a po drugie, skalę zatrudnienia. w sektorze. Choć według Polski 2050 - o czym później - wcale nie i taka kwota wystarczyłaby na całe przemiany w Polsce w kwestii wydobycia węgla.

W górnictwie węgla kamiennego i brunatnego pracuje obecnie ok. 100 tys. osób (80 proc. w tej pierwszej branży), a "wokół" górnictwa trzy-cztery razy więcej. Szacunki poczynione na początku roku przez Instytut Badań Strukturalnych wskazują, że wsparcia na rynku pracy już w 2030 r. może wymagać 14-36 tys. górników (zależnie od tempa dekarbonizacji kraju).

W innym dokumencie opublikowanym przez IBS w 2019 r. podano, że w scenariuszu realizacji ambitnej polityki klimatycznej, liczba miejsc pracy w górnictwie w latach 2015-2040 zmniejszy się o 50 tys. Nie oznacza to, że tyle osób straci pracę. Wprawdzie część górników odejdzie z sektora w sposób naturalny - na emerytury, ale inni będą zmuszeni do zmiany miejsca pracy.

Ci, którzy nie będą mogli podjąć pracy w innych kopalniach, np. ze względu na dużą odległość od miejsca zamieszkania, będą musieli znaleźć pracę w innych sektorach. Ten sam problem dotyczy osób pracujących w firmach dostarczających maszyny, usługi i materiały niezbędne do funkcjonowania kopalni

- pisano w raporcie.

Alternatywa dla odpraw?

Jak tłumaczył w Bogatyni Szymon Hołownia, "minimalny dochód gwarantowany byłby mechanizmem ratunkowym, pomostowym". Z kolei ze słów Gill-Piątek wynika, że miałaby być to alternatywa (lub uzupełnienie) wobec systemu zasiłków dla bezrobotnych czy odpraw dla zwalnianych górników.

Ten dochód umożliwiłby przekwalifikowanie się, znalezienie nowej pracy, a jednocześnie nie będzie jedynie zasiłkiem czy odprawą. Uważamy, że odprawy w górnictwie przy transformacji nie sprawdziły

- mówiła w Polskim Radiu posłanka Polski 2050.

Publiczne wypowiedzi przedstawicieli partii Polska 2050 znajdują też odzwierciedlenie - choć niestety tylko częściowe - w dokumencie strategicznym "Polska na zielonym szlaku", opublikowanym przez ugrupowanie Hołowni w marcu br. Czytamy w nim, że dochód gwarantowany dla pracowników odchodzących z kopalni mógłby być wypłacany "do osiągnięcia przez nich wieku emerytalnego (jako opcja do wyboru obok planowanych obecnie odpraw)".

Jeśli dobrze rozumiemy tę koncepcję, można by rzec, że taki dochód gwarantowany rzeczywiście miałby być wypłacany nawet po znalezieniu pracy przez zwolnionego górnika (wbrew słowom Gill-Piątek). W pewnym uproszczeniu - dochód gwarantowany miałby być niejako odprawą wypłacaną w ratach.

W "Polsce na zielonym szlaku" Polska 2050 odwołuje się do zacytowanych wyżej badań IBS o tym, że już w 2030 r. wsparcia na rynku pracy będzie potrzebowało ok. 15 tys. osób.

Oznacza to, że odejście od węgla w ciągu dwóch dekad będzie wymagało wsparcia dla ok. 15-16 tys. osób w 2030 r. Wobec tych pracowników warto rozważyć wprowadzenie jako opcji wariantowej dochodu gwarantowanego na poziomie pensji minimalnej (obok odprawy). (...) Przy założeniu, że świadczenie to będzie wypłacane średnio przez dekadę (do przejścia na emeryturę), można zakładać, że w sumie będą to środki rzędu 7-8 mld zł. (...) Przyznanie dochodu gwarantowanego nie zamykałoby oczywiście drogi do innych źródeł utrzymania

- czytamy w dokumencie. Polska 2050 w swoim dokumencie powołuje się na eksperyment ze Stockton w Kalifornii, gdzie przez dwa lata 125 uboższych mieszkańców otrzymywało po 500 dolarów miesięcznie. Badania wskazały, że wśród uczestników eksperymentu wzrósł odsetek osób zatrudnionych na pełen etat i na lepiej płatnych stanowiskach. 

Dochód podstawowy dla wszystkich Polaków kosztowałby przynajmniej 376 mld zł

Koncepcja dochodu podstawowego, testowana w różnych krajach i w różny sposób, zakłada - w uproszczeniu - "pieniądze za nic".

Dochód jest rzeczywiście bezwarunkowy - nie ma żadnych warunków, żeby go otrzymywać, tzn. pracować, starać się o pracę, chodzić na szkolenia. Jest powszechny, tzn. to nie jest jakaś dobrana grupa, np. wiekowa. Jest to też dochód dostatecznie wysoki, aby zapewnić realizację podstawowych potrzeb

- tłumaczył niedawno w "Studiu Biznes" ideę dochodu podstawowego, na przykładzie eksperymentu, który ruszył w Niemczech, Maciej Szlinder, prezes Polskiej Sieci Dochodu Podstawowego. 

Koncepcja Polski 2050, w której gwarantowany dochód dla ex-górników nie byłby im odbierany po znalezieniu nowej pracy, spełnia jedno z głównych założeń "prawdziwego" dochodu podstawowego. Jeśli jednak byłby odbierany po podjęciu zatrudnieniu - jak mówiła w Polskim Radiu Gill-Piątek - miałby już więcej wspólnego ze zwykłym zasiłkiem niż dochodem podstawowym. 

Mimo wszystko propozycja ugrupowania Hołowni nieco na nowo otworzyła dyskusję o dochodzie podstawowym w Polsce. Pod koniec 2020 r. Polski Instytut Ekonomiczny opublikował raport pt. "Bezwarunkowy Dochód Podstawowy. Nowy pomysł na państwo opiekuńcze?". Policzył w nim, że wprowadzenie w Polsce Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego w wysokości 1,2 tys. zł miesięcznie dla osób w wieku produkcyjnym oraz 600 zł miesięcznie dla dzieci i młodzieży kosztowałoby 376 mld zł rocznie.

Jest to wariant zapewniający minimum socjalne. Gdyby jednak wszystkim bez względu na wiek wypłacano po 1,2 tys. miesięcznie, koszt urósłby aż do 547 mld zł. Gdyby z kolei dochód podstawowy trafiał tylko do osób w wieku produkcyjnym, ale wynosił płacy minimalnej, koszt programu sięgałby 456 mld zł.

embed

Z badania PIE wynikało, że aż 87 proc. Polaków nie zna szczegółów pojęcia Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego. Niemal trzy czwarte osób deklaruje, że nie porzuciłoby pracy po otrzymaniu takiego świadczenia.

Dyskusja dotycząca dochodu podstawowego jest o krok wcześniej przed Europą, konkretnych planów dotyczących eksperymentowania nie ma

- mówiła w "Studiu Biznes" Paula Kukołowicz, analityczka PIE.

Zobacz wideo Jakie mogą być skutki wprowadzenia dochodu podstawowego?
 
Więcej o: