W czwartek media informowały, że z komunikatora Telegram zniknęły dwa kanały, na których publikowano rzekome przecieki pochodzące ze skrzynek mailowych Michała Dworczyka. Usunięcie publikacji miało być skutkiem interwencji ze strony rządu.
Kanał o nazwie "Prywatna rozmowa" - polskojęzyczny, na którym pojawiały się rzekome przecieki - faktycznie nie działa. Rosyjskojęzyczny, utworzony wcześniej, dalej jednak "nadaje". Sprawę ujawnił ekspercki portal Niebezpiecznik.pl.
"Wbrew niektórym (błędnym) doniesieniom, pierwszy kanał na Telegramie dalej działa (ten, który krytykuje Polskę po rosyjsku i powstał wcześniej niż drugi, "dworczykowy" kanał). Właśnie opublikowali lekko propagandową notkę o zamknięciu drugiego kanału" - czytamy we wpisie na Twitterze.
"Dziś wieczorem otrzymaliśmy wiadomość od naszych polskich przyjaciół. Okazało się, że ich kanał "Poufna Rozmowa", na którym zamieszczano korespondencję najwyższych polskich urzędników, zrobił w Polsce taki szum, że zmusili polski rząd do radykalnych działań" - piszą autorzy rosyjskojęzycznego, wciąż aktywnego kanału.
Jak ujawnia portal, usunięcie niewygodnych dla obozu władzy informacji, osiągnięto na cztery sposoby. Telegram miał zostać zasypany żądaniami ze strony kilku departamentów - m.in. prawnego, czy regulacji cyfrowych. Po drugie, jeden z doradców ds. cyberbezpieczeństwa w KPRM miał wywierać na operatorze komunikatora presję - informuje Wirtualna Polska.
Kluczowe okazały się jednak dwa inne działania. Pomógł jeden z krajów NATO, na którego terenie Telegram ma swoją infrastrukturę. Właściciele aplikacji mieli też usłyszeć groźby jej usunięcia ze sklepów Apple i Google. "Polacy wykorzystali regulaminy" - pisze portal.
Maile przejęte przez cyberprzestępców stały się podstawą wielu publikacji. W tym tygodniu do sieci trafiły kolejne e-maile, mające pochodzić rzekomo ze skrzynki szefa KPRM Michała Dworczyka. Ujawniona w czwartek korespondencja dotyczy ponad 800 tys. zł nagród, które miały zostać wypłacone w ubiegłym roku urzędnikom KPRM.
Wcześniej ujawniono m.in. korespondencję dotyczącą kryzysu na Dolnym Śląsku, wypowiedzi premiera dotyczące sytuacji na Białorusi. Dworczyk oświadczył w połowie czerwca, że "nadal prowadzone są ataki na konta jego rodziny w różnych kanałach komunikacji". Mają one dotyczyć nawet dzieci. Wcześniej szef KPRM informował, że oddał się do dyspozycji premiera, Mateusz Morawiecki dymisji jednak nie przyjął.