Przewodniczący OPZZ nawiązuje w liście do prezydenta Andrzeja Dudy do podpisanego przez głowę państwa pod koniec lipca rozporządzenia zapewniającego kilkudziesięcioprocentowe podwyżki dla członków rządu, marszałków Sejmu i Senatu oraz parlamentarzystów, a także do złożonego w Sejmie projektu ustawy zakładającego wzrost uposażenia samorządowców, Prezydenta RP oraz byłych prezydentów.
Jak pisze Radzikowski, nie kwestionowałby on tych inicjatyw, gdyby nie jednoczesne zamrożenie płac kilkuset tysięcy pracowników sfery budżetowej.
To dziwne, ponieważ niedawno premier Mateusz Morawiecki ogłosił sukces rządu w walce o naprawę finansów publicznych po poprzednikach, wskazując, że od stycznia do czerwca bieżącego roku budżet odnotował nadwyżkę w wysokości 28 mld zł
- pisze przewodniczący OPZZ. A skoro sytuacja budżetu państwa jest tak dobra, to - jak uważa Radzikowski - powinna ona skutkować podwyżkami "także dla ponad 560 tys. pracowników sektora publicznego: nauczycieli, pracowników ochrony zdrowia, policjantów, strażaków, pograniczników, żołnierzy, urzędników, asystentów sądowych i przedstawicieli wielu innych zawodów, bez których polskie państwo nie byłoby w stanie funkcjonować".
Jak pisze także przewodniczący OPZZ, zwrócił się on do premiera Morawieckiego, aby "w obliczu lepszej niż oczekiwano sytuacji gospodarczej nie przeznaczać pieniędzy na wyprodukowane za granicą czołgi czy podwyżki dla parlamentarzystów", ale na wyższe wynagrodzenia w budżetówce.
Wcześniej, wspólnie z Forum Związków Zawodowych i NSZZ „Solidarność", wnioskowaliśmy o odmrożenie płac w budżetówce i 12-procentową podwyżkę dla jej pracowników. Jestem przekonany, że dopiero wtedy rządzący zyskają moralne prawo, ale podnieść sobie wynagrodzenia
- pisze Radzikowski, kończąc list apelem do prezydenta Dudy o "wsparcie postulatu polskich związkowców".
19 lipca podczas konferencji w Radomsku premier Mateusz Morawiecki mówił o ponad 25-miliardowej nadwyżce w budżecie państwa po pierwszym półroczu br. Komentował, że to efekt "naprawy finansów publicznych po niefrasobliwych poprzednikach".
Dziesięć dni później Ministerstwo Finansów poinformowało o budżetowej nadwyżce w kwocie 28 mld zł po czerwcu br.
Sytuacja w budżecie rzeczywiście wygląda imponująco. Po pierwsze jednak wskazać należy, że w pewnej mierze przyczynił się do niej rekordowy transfer zysku NBP z 2020 r., wynoszący ok. 8,8 mld zł, a niezależący od rządowych działań w zakresie naprawy finansów publicznych.
Po drugie - choć obiektywnie wskazać należy, że sytuacji finansów publicznych Polski bardzo daleko do dramatycznej - to mimo wszystko ekonomiści zwracają uwagę, że patrzenie tylko na stan budżetu państwa nie daje pełnego obrazu. Eksperci z ING Banku Śląskiego przypomnieli o "trikach" polegających na zadłużaniu się np. państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego - jego długu nie widać w budżecie. Samo saldo budżetu państwa nazwali "bezużytecznym wskaźnikiem kondycji finansów publicznych".
Z taką oceną - że od lat saldo budżetu państwa jest bezużytecznym wskaźnikiem - zgodził się dr Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Dodał, że saldo budżetu państwa nie ma "żadnej wartości informacyjnej".
O "kłamstwie budżetowym" w kontekście nadwyżki 28 mld zł pisał także główny ekonomista FOR dr Sławomir Dudek.
Z kolei w komentarzu dla Gazeta.pl prof. Witold Orłowski, rektor Akademii Vistula i główny ekonomista PwC, mówił, że "dane o sytuacji finansów publicznych stały się kompletną fikcją".
Praktyka ukrywania ogromnych wydatków i deficytu, poprzez przesuwanie ich z budżetu do innych instytucji państwowych (zwłaszcza do Polskiego Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego) spowodowała, że podawane przez rząd dane o sytuacji finansów publicznych stały się kompletną fikcją, co stwierdził jednoznacznie raport NIK
- powiedział prof. Orłowski. Jego zdaniem oznacza to, że publikowane obecnie dane są pozbawione wartości z punktu widzenia analizy sytuacji finansów państwa i "nie zasługują na komentarz".