Jak czytamy w raporcie przygotowanym przez portal Cinkciarz.pl, dzieje się tak po pierwsze dlatego, że złoty wypadł z łask inwestorów. Na światowych rynkach skończył się okres sielanki, gdy polska waluta dynamicznie zyskiwała na wartości i odrabiała straty z pierwszego kwartału. Przypomnijmy, że wtedy za euro płaciliśmy nawet 4,70 zł, czyli najwięcej od 12 lat.
Po drugie, złoty pozbawiony jest parasola ochronnego ze strony Rady Polityki Pieniężnej. "Pomimo 5-procentowej inflacji RPP nie kwapi się z podwyżkami stóp procentowych, choć na takie dość stanowcze ruchy zdecydowali się ostatnio m.in. Czesi i Węgrzy. Tymczasem polscy bankierzy centralni bardziej niż wzrostu cen boją się nowej fali koronawirusa. Oczekują także potwierdzenia, że presja cenowa nie odpuszcza w kolejnej, listopadowej projekcji inflacyjnej. Co więcej, przed zmianą kosztu pieniądza chcą porzucić ilościowe luzowanie, czyli kryzysowy skup obligacji" - czytamy.
Po trzecie, złotemu, jak i całemu koszykowi walut rynków wschodzących, nie pomagają także najświeższe informacje ze Stanów Zjednoczonych. W lipcu odzyskano najwięcej etatów od niemal roku, mocno obniżyła się również stopa bezrobocia. Otwiera to drogę do szybkiego ogłoszenia wyhamowania tempa prowadzenia skupu aktywów przez Rezerwę Federalną i w rezultacie wspiera dolara.
- Niemal każde wzmocnienie dolara w walutowym świecie przekłada się na straty złotego. Niemniej jednak ostatniego zepchnięcia polskiej waluty ze wzrostowej ścieżki nie rozpatrujemy w kategoriach początku spadkowego trendu i sytuacji, w której coraz więcej musielibyśmy płacić za waluty innych państw. Nie spodziewamy się ponownego przełamania przez kurs EUR/PLN bariery 4,60. Uważamy, że na koniec kwartału za wspólną walutę płacić będziemy 4,50 zł - podkreślał Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl, autor raportu.
Wysokich pułapów kursu CHF/PLN nie tłumaczy wyłącznie gorszy okres złotego. Jak twierdzi Sawicki, frank ma swoje pięć minut. Szczególnie wyraźnie widać to w notowaniach EUR/CHF. W marcu kurs tej pary walutowej zbliżał się do poziomu 1,12, ale później obrał spadkową trajektorię. I tylko w tym kwartale osunął się o ponad 2 proc. W efekcie kurs zniżkuje w kierunku 1,07 i osiąga najniższe poziomy od listopada ubiegłego roku.
Źródeł siły franka na tle euro - w konsekwencji także na tle złotego i wyższych rat dla polskich kredytobiorców - należy szukać w położeniu wspólnej waluty, która stała się mniej atrakcyjna dla inwestorów i traci do dolara, funta, jena czy właśnie helweckiej waluty. Tarapaty euro zakorzenione są w przekonaniu, że Europejski Bank Centralny jeszcze długo prowadzić będzie skrajnie łagodną politykę. Zostało ono ugruntowane po zmianie strategii EBC i przejściu na 2-procentowy cel inflacyjny z symetrycznym odchyleniem.
"W sile franka znaczną rolę odgrywa też powrót strachu o sytuację epidemiczną i o to, że nowe warianty koronawirusa uderzą w globalny wzrost gospodarczy. Są to jednak naczynia połączone, ponieważ rynki finansowe widzą, że w gronie głównych banków centralnych najbardziej podatne na niepokoje są władze EBC" - czytamy w raporcie.
- Zakładamy, że SNB nie dopuści do dalszego umocnienia franka, a jednocześnie obawy o perspektywy światowego wzrostu i wpływ sytuacji pandemicznej na koniunkturę okażą się przesadzone. W wyniku ich rozwiewania, na rynku walutowym zmniejszy się popyt na tzw. bezpieczne przystanie, czyli m.in. franka. Wprawdzie na ostry ruch kursu EUR/CHF i wykrystalizowanie się trwałego trendu przyjdzie poczekać, aż Europejski Bank Centralny zmieni nastawienie i zasygnalizuje, że zbliża się momentu odcinania monetarnej kroplówki. W najbliższych miesiącach wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Nie musi to jednak oznaczać, że do drogiego franka trzeba po prostu przywyknąć. Główną siłą napędową spadków kursu CHF/PLN w najbliższym czasie stanie się przede wszystkim powrót złotego na wzrostową ścieżkę. Polska waluta czuje się ryba w wodzie w tym samym środowisku, w którym frank zazwyczaj słabnie. Po stronie czynników krajowych umocnieniu złotego będzie sprzyjać silny 5-procentowy wzrost gospodarczy, pozytywne tendencje w bilansie płatniczym i zbliżająca się perspektywa podwyżki stóp procentowych. Spodziewamy się, że na koniec grudnia za euro zapłacimy 4,45 zł. W rezultacie nawet przy dość skromnych zwyżkach EUR/CHF w najbliższych tygodniach, frank powinien stanieć o kilkanaście groszy, a w przyszłym roku kosztować mniej niż 4 zł - zapowiada analityk Cinkciarz.pl.