Budżet czekają drastyczne cięcia? "Będzie ekstremalnie trudno". Możliwe przedterminowe wybory

- Morawiecki doskonale wie, że w 2023 roku budżet się nie zepnie - mówił kilka dni temu w rozmowie z portalem Business Insider Polska były już wicepremier Jarosław Gowin. Straszył "drastycznymi cięciami" i sugerował, że w związku z nimi celem prezesa Kaczyńskiego są wybory przed 2023 r. - Budżet na 2023 r. będzie ekstremalnie trudny. Rząd nie będzie mógł wyskoczyć z jakimiś piętnastkami, szesnastkami czy siedemnastkami - zauważa w rozmowie z Gazeta.pl dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Zobacz wideo Duda wręcza dymisję Gowinowi. "Bardzo przykra sytuacja"
O ile w roku 2021 i być może także w 2022 ze względu na pandemię Bruksela pozwoli państwom członkowskim na rozluźnienie reguły wydatkowej, to premier Morawiecki doskonale wie, że w 2023 roku po zacieśnieniu zasad budżet się nie zepnie. Konieczne będą bolesne dla Polaków cięcia. Liderzy PiS-u zdali sobie sprawę z tego, że dalsze zadłużanie staje się po prostu niemożliwe

- straszył w opublikowanym 14 sierpnia na łamach portalu Business Insider Polska wywiadzie Jarosław Gowin - zdymisjonowany kilka dni wcześniej ze stanowisk wicepremiera i ministra rozwoju, pracy i technologii. Sugerował w związku z tym, że celem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego są przedterminowe wybory wiosną 2022 r. 

Cel: zdążyć z wyborami przed drastycznymi cięciami budżetowymi, które będą niezbędne w 2023 roku

- mówił Gowin. W tym kontekście Polski Ład nazwał "próbą ucieczki do przodu" zakładającą "transfer ogromnych środków" do grup społecznych, które najchętniej głosują na PiS, tj. m.in. emerytów czy osób ze stosunkowo niskimi zarobkami.

Czy rzeczywiście Polskę czeka bolesne zaciskanie pasa? Dlaczego? Co to może oznaczać? 

"Mgła covidowa" wkrótce opadnie, nie będzie taryfy ulgowej dla finansów

Chodzi m.in. o procedurę nadmiernego deficytu. Polska zna ją dobrze, bo była nią objęta w latach 2004-2015, z roczną przerwą w latach 2008-2009. Nakłada ona na rządy większą dyscypliną budżetową, której celem jest polepszenie sytuacji finansów publicznych. Na marginesie - zdarza się, że przedstawiciele Platformy Obywatelskiej "przypominają" dziś rządowi PiS, że ten przejął stery w państwie tuż po wyjściu Polski z procedury nadmiernego deficytu. Przekonują, że dzięki temu PiS mógł pozwolić sobie na więcej.

W każdym razie - dziś procedura nadmiernego deficytu dla Polski znów jest realnym zagrożeniem. Zresztą nie tylko dla Polski, bo wskutek realizacji programów pomocowych w zasadzie wszystkie kraje Unii w większym lub mniejszym stopniu się zadłużyły. Bruksela w tym trudnym czasie przymknęła oczy na stosowanie reguł fiskalnych, bo najważniejsza jest odbudowa gospodarki. Ale wiadomo, że nie zrobiła tego na zawsze.

Wiele zależy m.in. od dalszego przebiegu pandemii i jej wpływu na gospodarkę. O ile w 2022 r. polski rząd być może będzie mógł jeszcze liczyć na jakąś "taryfę ulgową", o tyle w 2023 r. już nie. Dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR, obrazowo mówi o "mgle covidowej", która dziś może nieco przykrywać stan finansów publicznych, ale która w jego opinii niebawem zacznie już opadać.

Jak obecnie wygląda Polska na tle unijnych reguł zdrowych finansów publicznych? Jesteśmy blisko progu 60 proc. długu publicznego do PKB - z najnowszych danych Eurostatu wynika, że w pierwszym kwartale br. wyniosło ono 59,1 proc. Prognoza Ministerstwa Finansów (z aktualizacji programu konwergencji) na koniec 2021 r. mówi o długu w wysokości 60 proc. PKB, 59,2 proc. w 2022 r., 58,7 proc. w 2023 r. oraz 57,9 proc. w 2024 r.

Istotnie przekraczamy na razie z kolei drugi ważny z punktu widzenia procedury nadmiernego deficytu limit, tj. deficytu sektora instytucji rządowych i samorządowych do PKB. Zgodnie z unijnymi regułami, nie powinien on przekraczać 3 proc. W 2020 r. wyniósł dla Polski 7 proc., prognoza Ministerstwa Finansów na 2021 r. opiewa na 6,9 proc., a w kolejnych latach na 4,2 proc. w 2022 r., 3,2 proc. w 2023 r. i 2,5 proc. w 2024 r.

Do tego dojdzie też konieczność powrotu od 2023 r. do stosowania tzw. stabilizującej reguły wydatkowej, nakładającej twardy limit wydatków przy tworzeniu budżetu państwa.

Procedura nadmiernego deficytu pewna?

Słowem - nadchodzi czas konsolidacji sektora finansów publicznych. Czy - jak twierdzi Gowin - w 2023 r. "Morawieckiemu nie zepnie się budżet"? To mocne słowa. Pewne jest natomiast, że nadchodzi okres, w którym rząd będzie musiał dwa razy oglądać każdą wydaną złotówkę.

Widzę strategię "pompujemy, co się da" na 2021 i 2022 r. pod pozorem COVID-19, bo budżet na 2023 r. będzie ekstremalnie trudny. Wydaje mi się, że w Ministerstwie Finansów jest ta świadomość. U nas sytuacja fiskalna jest tak poluzowana, że na pewno będzie to oznaczało konieczność jej zacieśniania

- uważa dr Dudek. Dodaje, że w jego opinii to strategia pod przyspieszone wybory w 2022 r. 

Jeśli do tego dojdzie procedura nadmiernego deficytu, nakładająca na rząd konieczność ścisłego trzymania się harmonogramu nadzorowanego przez drażnioną przez Polskę regularnie Brukselę, rząd Morawieckiego będzie miał podwójnie pod górkę. Według dra Dudka z FOR, taka procedura na pewno zostanie uruchomiona dla Polski. To będzie oznaczało, że wejdziemy pod ścisły reżim Komisji Europejskiej i Rady UE. 

Nie musi to oznaczać, że KE nakaże nam gwałtownie redukować deficyt. Ale wyznaczy nam cele jego obniżania, a my będziemy musieli regularnie raportować podejmowane działania. Wiedząc, w jakim konflikcie jesteśmy z Komisją w innych aspektach, jestem święcie przekonany, że KE bardzo mocno będzie nas pilnować. To są twarde liczby, tu już nie da się ściemnić, 'oszukać' na dobrą ściągalność VAT-u czy zwiększanie dochodów z tytułu koniunktury gospodarczej

- mówi dr Dudek. Wyjaśnia, że w jego opinii w budżecie na 2023 r. rząd nie będzie mógł "wyskoczyć z jakimiś piętnastkami, szesnastkami czy siedemnastkami" ani pokazać innych obietnic politycznych, bo KE na to nie pozwoli. Obawia się także, że rząd może poszukiwać oszczędności oraz dodatkowych źródeł wpływów, np. w postaci nowych danin czy podwyżek podatków. 

Deficyt strukturalny Polski niemal najwyższy w UE

Jak tłumaczy główny ekonomista FOR, Polska wyróżnia się in minus na tle UE wysokim tzw. deficytem strukturalnym, tj. oczyszczonym z wpływu dochodów jednorazowych czy wynikających z dobrej koniunktury. Można powiedzieć, że to taki "trwały" deficyt, którego nie da się przykryć np. wielomiliardowym przelewem zysku z NBP czy wyższymi wpływami podatkowymi z tytułu rozpędzonej gospodarki. Według dra Dudka, to na tym polu Komisja Europejska będzie oczekiwała od Polski działań. 

Już przed pandemią sztywne wydatki budżetowe Polski bez pokrycia w trwałych źródłach dochodów, nie wyglądały na tle innych krajów Unii dobrze. W 2019 r. deficyt strukturalny wyniósł w Polsce 2,7 proc. PKB, wobec średnio 1,1 proc. w Unii. Był jednym z trzech najwyższych we wspólnocie. Zgodnie z szacunkami Ministerstwa Finansów, w 2020 r. podskoczył do 6,5 proc. PKB, w 2021 r. ma wynieść 6,8 proc. PKB. W kolejnych latach ma spadać i w 2024 r. wynieść 3,4 proc. PKB.

Dr Dudek wskazuje, że gdyby nie epidemia COVID-19, Komisja Europejska już w 2020 r. wszczęłaby wobec Polski nieco "lżejszą wersję" procedury uzdrawiania finansów publicznych - tzw. procedurę nadmiernych odchyleń. Miałaby ona "dopingować" nasz kraj właśnie do obniżania deficytu strukturalnego.

Więcej o: