Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", już za półtora roku, czyli w 2023 r., ponownie zaczną obowiązywać wszystkie polskie i unijne bezpieczniki dotyczące nadmiernego deficytu, długu czy rosnących wydatków bez pokrycia w dochodach. "Będzie to swoisty sprawdzian dla naszych finansów publicznych" - podkreślił dziennik.
Były wicepremier Jarosław Gowin ostrzegał w rozmowie z "Rz", że Polska nie przejdzie tego testu. Stwierdził, że "w 2023 r. budżet się nie zepnie i konieczne będą drastyczne cięcia wydatków".
Jak donosi "Rzeczpospolita", zdaniem opozycji na pierwszy rzut miałyby pójść transfery społeczne, m.in. program 500 plus albo chodzi o duży wzrost podatków. - Może chodzić o dostosowania rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych w ciągu dwóch-trzech lat - szacował w rozmowie z "Rz" Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Jak pisaliśmy w Next.gazeta.pl, premier Mateusz Morawiecki przyznał, że program 500 plus nie wpłynął na zwiększenie dzietności. Szef rządu określił jeden z głównych programów PiS jako "próbę, która nie spełniła oczekiwań proludnościowych".
Założenia projektu były jednak inne. - W Polsce rodzi się bardzo mało dzieci, a chcemy, żeby Polaków było coraz więcej - mówiła w 2016 roku ówczesna premier Beata Szydło, tuż po złożeniu w Sejmie projektu ustawy wprowadzającej 500 plus.
Rząd oceniał, że pieniądze zachęcą Polaków do posiadania potomstwa. "Rodzina 500 plus to odpowiedź na niskie wskaźniki demograficzne w Polsce. Program ma być przede wszystkim zachętą do posiadania dzieci. Szacuje się, że w wyniku działania programu do 2026 r. urodzi się dodatkowo 278 tys. dzieci" - wskazywał w 2015 roku rząd w oficjalnym komunikacie.